09 kwietnia 2016

Rozdział 4

Powiem tak, dawno mnie nie było, ale nie miałam weny na poprawę rozdziałów, ale znów za to się wzięłam, może dlatego, że mam obowiązki na studia, a najlepiej wtedy nie interesować się studiami tylko robić coś innego, w tym wypadku u mnie zająć się blogami i opowiadaniami. Dlatego kilka rozdziałów się pojawi, bo moje natchnienie wróciło. Bety brak, w sumie nie miałam czasu aby jej szukać, ale gdyby ktoś chciał się podjąć betowania - zapraszam.
 
 
 
 
- Mamy wspólny pokój. - krzyknęła Brown.
Ciemnowłosa dziewczyna weszła do pomieszczenia tylko kręcąc głową. Nie była zbytnio zadowolona z tego, że miała dzielić z kimś pokój. W ostatniej szkole, w której uczęszczała tak właśnie było, każdy posiadał własną kwaterę, ale widocznie w tym miejscu nie mogła liczyć na przyjemny spokój w swoim towarzystwie. Razem z Brown i Hermioną zajmowały wspólnie jeden trzyosobowy pokój. Milagros biorąc głęboki oddech machnęła różdżką i zaczęła się rozpakowywać. Po chwili opadła na łóżko krzywiąc się z powodu uczucia twardego materaca. Rozejrzała się uważnie po kolorach jakie królowały na jej pościeli i westchnęła podrywając się szybko do pozycji stojącej by zaraz pomachać różdżką i pozmieniać wszystko tak, aby czuła się dobrze. Wcześniejsze kolory pomarańczowe i czerwone zniknęły i zamieniły się w grafit i zieleń. Baldachim i zasłony stały się czarne, a pościel w odcieni jasnego grafitu wpadający w delikatną zieleń. Przymrużyła oczy uśmiechając się w zadowoleniu, taki wystrój od razu jej się podobał. Miała tylko jedno "ale", ale z tym jakoś sobie poradzi.
- Mało wygodne łóżka. - stwierdziła.
- Przyzwyczaisz się. - uśmiechnęła się do niej Hermiona, która kończyła chować ubrania do szafy i postawiła zdjęcie swoich rodziców na szafce nocnej.
Młoda czarownica wciągnęła cicho powietrze i przyglądała się zdjęciu, gdzie dwójka starszych osób po czterdziestce w białych fartuchach machali do fotografa. Milagros kątem oka spojrzała na swoją walizkę i siadając ponownie na łóżku wyciągnęła mały prostokącik obity w ramkę. Było to zdjęcie jej rodziców. Wspomnienia w jej głowie od razu odżyły, zdjęcie było zrobione w ostatnie ich wspólne Boże Narodzenie. Pamiętała dobrze jak wiele śniegu nasypało wtedy i ganiali się z ojcem po dworze, a mama dziewczyny stała na ganku i śmiała się w głos widząc ich wywijasy. Uśmiechnęła się do zdjęcia, pamiętała jak tata ją złapał i rzucił do zaspy, a później lepili bałwana, który miał garnek i węgielki na sobie pod koniec całości. Właśnie jej rodzice byli na zdjęciu lepiąc bałwana, gdy nagle odwracali się do obiektywu uśmiechając się szeroko by zaraz rzucić kulką śnieżną.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że siedzi nie ruszając się i nieobecnym wzrokiem wpatruje się w zdjęcie. Nie poczuła kiedy obok niej przysiadła się Hermiona.
- To twoi rodzice? - zapytała szeptem.
Milagros poczuła jak jej wszystkie mięśnie spięły się w całym ciele. Przymknęła na moment oczy by się uspokoić i odłożyć zdjęcie na szafkę. Nie cierpiała pokazywać swoich słabości, a na pewno nie tym, którzy nawet tego nie zrozumieją.
- Tak. - warknęła w stronę dziewczyny i podniosła się z łóżka spoglądając na błonia z okna ich dormitorium.
Nie zważając na dziewczyny weszła po chwili do łazienki. Oparła się o umywalkę i biorąc kilka głębszych wdechów uspokoiła się w końcu. Choć minęło trochę czasu od śmierci jej rodziców, O'Conell nie umiała się jeszcze pozbierać po tej stracie, a tym bardziej rozmawiać o nich. Rozebrała się szybko i weszła pod prysznic. Puściła ciepłą wodę i delektowała się przyjemnym strumieniem, który pieścił jej ciało, zapominając gdzie jest i po co. Nagle z jej rozmyślań obudził jednostajny głośny łomot. Ktoś się dobijał do łazienki.
- Milagros! Nie jesteś sama! - głos Granger donosił się zza kabiny i drzwi.
- A szkoda. - mruknęła czarnowłosa pod nosem.
Zakręciła wodę i wyszła z pod prysznica. Wytarła się do sucha i założyła na siebie czarne krótkie spodenki i ciemnozielony podkoszulek na ramiączkach. Wysuszyła włosy i uśmiechnęła się na widok prostych kruczoczarnych włosów. Nigdy nie miała z nimi problemów, zawsze układały się tak jak tylko chciała. Kiedy otworzyła drzwi i przed nią stała Hermiona, nie mogła tego samego powiedzieć o dziewczynie. Jej bujna czupryna była we wszystkie strony i loki kręciły się tam gdzie tylko chciały.
- Wolna. - mruknęła i wyminęła czarownicę by zaraz rzucić się na łóżko.
Lavender podeszła do dziewczyny z pergaminem podając jej.
- Twój plan lekcji.
- Każdy ma inny plan. - zapytała z zaciekawieniem.
W ostatniej klasie to tylko od nas zależy co chcemy dalej robić i wybieramy przedmioty te, które nas interesują i są potrzebne - uśmiechnęła się - Z nich będziesz miała OWT-emy.
Ciemnowłosa spojrzała na nią zaskoczona, nikt jej nic nie mówił i w sumie nie wiedziała co chciała dalej robić. Spojrzała uważnie na swój plan, dużo przedmiotów nie miała, ale po wiele godzin. Transmutacja, Eliksiry, Numerologia, Zielarstwo, Obrona Przed Czarną Magią, Zaklęcia i uroki, Astronomia, Historia Magii. Gwiazdka pod planem zaskoczyła czarownicę, miała praktyki z profesorem Snapem. Lavender zajrzała jej przez ramię i w zaskoczeniu aż krzyknęła. 
- Wow. Chcesz zostać Mistrzynią Eliksirów? 
Milagros wpatrywała się w osłupieniu w kartkę nie wiedząc co począć. Kiedyś takie właśnie miała plany. Zostać najlepszą Mistrzynią Eliksirów i pokazać, że będzie lepsza od ojca i innych, a przede wszystkim udowodnić, że kobieta również może nią zostać. Od 150 lat nie była żadnej po Ksenofobii Percen. Dziewczyna po śmierci rodziców przestała interesować się eliksirami i nowymi rzeczami związanymi z nimi. A jej dziadkowie wybrali za nią co będzie robić i na jakie studia pójdzie. Cztery lata studiów w jakimś państwie, gdzie są najlepsze Uniwersytety. Paryż, Madryt i Moskwa. Do każdego jest ciężko trafić. 
- A ty kim zostaniesz po szkole? - zmieniła temat O'Conell, aby nie skupiać się na swoim "co później". 
- Auror. Myślę, że tak, że zostanę aurorem. 
Ciemnowłosa skinęła tylko głową i spojrzała przez okno na księżyc, który był w pełni. Po jakiejś chwili do pokoju z łazienki weszła Hermiona. Milagros spojrzała na nią uważnie i odezwała się po chwili. 
- A ty? 
- Co ja? - zdezorientowana dziewczyna spojrzała wielkimi czekoladowymi oczami na nią. 
- Co będziesz robić po szkole? 
- Chcę zostać uzdrowicielką. Mam praktyki u profesor Pomfrey w skrzydle szpitalnym. - odpowiedziała entuzjastycznie. - A ty Milagros?
- Nie zastanawiałam się nad tym, ale moi dziadkowie jednak wybrali za mnie, że najlepiej jak zostanę Mistrzynią Eliksirów. 
Hermiona zatrzymała się na środku dormitorium i wpatrywała się z szeroko otwartymi oczami w dziewczynę. 
- Mówisz poważnie? Będziesz mieć.. Masz praktyki u Snape'a.
Skinęła tylko głową i schowała się pod kołdrą opadając na poduszki i przymykając oczy. Nie pamiętała kiedy zasnęła, czy Lavender jeszcze była w łazience, czy już z niej wyszła.




Dziewczyna szła przez zieloną polanę objęta ciemnością nocy. Rozglądając się dookoła nic nie było widać, nawet czubka nosa. Lekki wiatr pieścił jej włosy rozrzucając je do tyłu. Nagle słychać w oddali szept. 
- Milagros.. - dziewczyna zatrzymała się nagle uważnie słuchając. 
Choć jej wzrok nie widział co jest przed nią, za nią, czy wokoło. Nie wyczuwała w okolicy żadnego ruchu, a tym bardziej jakieś światło, które mogło zdradzić położenie kogoś kto na pewno znajdował się w pobliżu. Mogła nie widzieć, ale czuła obecność czegoś w oddali. Ten głos, który szeptał przed chwilą jej imię, wydawał się znajomy, już gdzieś go słyszała. Czy to było już we śnie? Tego nie mogła sobie przypomnieć. Widziała na niebie lekki zarys drzew, więc niedaleko znajdował się las. Ruszyła w kierunku owych drzew, gdy nagle znów usłyszała.
- Milagros.. Chodź do mnie.. - przekrzywiła głowę jakby chciała lepiej usłyszeć i wiedzieć skąd ten głos był. Wydawało jej się, że między drzewami. Nie wiedziała ile szła, ale nagle znalazła się na mniejszej polanie, gdzie było kilka kamieni, głazów, a na środku paliło się ognisko. Zakapturzona postać stała do niej tyłem i ogrzewała się przy palenisku. Powoli zaczęła iść w stronę postaci zastanawiając się czy może w tym lesie się zgubiła. 
- Nie, nie zgubiłem się. - mężczyzna, który wypowiedział te słowa odwrócił się nagle do niej z wrednym uśmieszkiem na twarzy. 
Dziewczyna aż zachłysnęła się powietrzem, gdy dotarło do niej kto przed nią stoi. Chciała się ruszyć jakoś zareagować, ale nie mogła nic zrobić. Wpatrywała się w czerwone oczy, które z triumfalnym spojrzeniem patrzyły na nią. 
- Jak łatwo było cię tu zwieść. - Lord Voldemort zaczął głośnym donośnym, ale zimnym głosem się śmiać. - Nie wiedziałem, że tak łatwo mi z tobą pójdzie. - zbliżył się do czarnowłosej, która nadal stała w osłupieniu.
- Czego chcesz? - wydusiła w końcu z siebie. 
- Zemsty O'Conell, zemsty. - wyszeptał złowrogo patrząc prosto w jej oczy będąc parę centymetrów od nich. 
- Nie dostaniesz tego czego chcesz.
- Czyżby? - jadowity uśmiech wpełzł na jego twarz. - Ja zawsze dostaję to czego chcę. 
- Ty nie żyjesz, nie jesteś prawdziwy, to tylko sen. Jesteś śmieciem, nieżyjącym dupkiem.. - skończywszy zdanie opluła mężczyznę stojącego przed nią. 
W czerwonych oczach zapaliły się ogniki. Rzucił się na nią. Złapał swoją zimną dłonią za jej szyję i mocniej ścisnął czując satysfakcję kiedy zaczęła się dławić. 
- Uważałbym O'Conell. - wycedził sycząc przez zęby puszczając ją po chwili. 
Dziewczyna opadła na kolana masując szyję i w myślach powtarzając jak mantrę, że to tylko koszmar. 
- Może  i nie żyję, a może powstałem z grobu. - zaśmiał się szyderczo. - Któż to teraz wie? Może to tylko wymysł twojej chorej wyobraźni? - uśmiechnął się gorzko. 
Podniosła w końcu wzrok na mężczyznę, który stał niedaleko niej. 
- Będę cię od czasu do czasu odwiedzał, aby przypomnieć o sobie i mojej zemście. Zniszczę to wszystko. - warknął ogarniając dłonią całą polanę. 
- Nie zniszczysz. - wstała na równe nogi. 
- Już zacząłem parę lat temu. - Milagros nie wytrzymując chciała zaatakować go magią bezróżdżkową, lecz on bez mrugnięcia okiem odbił czar. 
- Cwana jesteś. - podniósł rękę, a dziewczyna zaczęła wić się w bólu. 
Łzy wypełniły jej oczy, ale żadna nie spłynęła po policzkach. Voldemort podszedł do niej kiedy opuścił dłoń opadła na kolana na ziemię. Złapał ją mocno za włosy i podniósł tak, aby mogła na niego patrzeć. Jęknęła cicho z bólu. 
- Zabiorę ci wszystko co kochasz, co pragniesz, aż w końcu przyjdzie na ciebie kolej. Twoja rodzina zabrała mi wiele jak i Potter. Teraz czas na was. Na razie kochana, pocierpisz trochę inaczej. - liznął jej policzek kleistym swoim językiem. 
Czarnowłosa z obrzydzenia skwasiła się na sam dotyk zimnego języka. 
- Do zobaczenia ponownie. - szepnął na odchodnym.

Nagle wszystko zniknęło. Dziewczyna ciężko dysząc przez krótki moment nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Jednak po paru głębszych wdechach i uspokojeniu się poznała gdzie jest.
- To tylko sen. - wyszeptała.
Przypomniawszy sobie jak się skończył, wytarła dłonią szybko swój policzek. Ohyda - pomyślała. Skierowała się szybko do łazienki. Opłukała twarz, w lustrze tylko zobaczyła jakie ma lekko podkrążone oczy i jest strasznie blada. Miała wrażenie jakby to wszystko działo się naprawdę. Jakby to wcale nie był sen. Opłukała jeszcze raz twarz i spojrzała na zegarek. Była dopiero 5.50. Przebrała się w dresy i postanowiła ochłonąć na świeżym powietrzu i tak nie opłacało jej się kłaść spać, bo i tak by nie zasnęła.

W tym samym prawie czasie w lochach pewien stukot do drzwi sypialni obudził mężczyznę. Severus Snape otworzył jedno oko patrząc na zegarek przy jego łóżku stwierdził, że jest dopiero po piątej rano. Do jasnej cholery! Podniósł się na łokciach, ale stukot był głośniejszy niż wcześniej. Otworzył w końcu szeroko drzwi, a do jego sypialni wleciała sowa, która musiała tutaj trafić najprawdopodobniej przez kominek. Ptak zaczął latać po całej sypialni, gdy w końcu wylądował na biurku pod ścianą i patrząc na mężczyznę wyciągnął nóżkę w jego stronę, gdzie znajdował się list. Severus kiedy wziął list do ręki i otworzył, nie musiał patrzeć kto się podpisał, poznał po charakterze pisma.

Severusie
Wiem, że pewnie będziesz niezadowolony z faktu, który zaraz w dalszej części listu napiszę. Ale jesteś jedynym mi znanym Mistrzem Eliksirów, który jest w stanie pomóc w pewnej misji, która odbędzie się za kilka miesięcy. Doszliśmy z Albusem do porozumienia, by wcześniej dać tobie tą informację. Wyruszysz do naszego wspólnego znajomego, potrzebny nam jest jeden eliksir, który tylko on ma. Więcej informacji dowiesz się, gdy spotkamy się w trójkę w moim gabinecie wieczorem. 
Minerwa McGonagall



Severus wpatrywał się w pergamin by po chwili go zgnieść i wyrzucić w kąt pokoju. Miał nadzieję, że po pokonaniu Czarnego Pana nie będzie już musiał bawić się w jakiekolwiek misje, tylko zostanie całkowitym postrachem Hogwartu. A tu martwy Dumbledore znów wymyśla jakieś ciekawe misje.
Mężczyzna ubrał ciemne dresy i nie kładł się spać tylko ruszył na błonia rozprostować swoje kości i sprawdzić jak jego kondycja wygląda. Bieganie uspokajało go jak gra na fortepianie. Po pewnym czasie usiadł pod swoim ulubionym drzewem i uspokajając oddech wpatrywał się w spokojną taflę jeziora. Po chwili w oddali zobaczył zbliżającą się ciemną sylwetkę. Poznał ją dopiero po chwili kiedy się zbliżyła. Milagros O'Conell. Czyżby nie mogła spać? Czy utrzymuje figurę i kondycję? - pomyślał. Biegła do drzewa, które znajdowało się od tego co siedział parę metrów. Przyspieszyła i skoczyła na nie odbijając się i robiąc salto do tyłu. Ledwo jej się udało wylądować na dwóch nogach, delikatnie się zachwiała. Dziewczyna po chwili zaczęła się rozciągać by zaraz oprzeć się o drzewo i wpatrując się w jezioro próbowała uspokoić swój oddech. Ściągnęła kaptur, który miała na głowie i wytarła rękawem pot z czoła. Zamknęła oczy kręcąc głową dla rozluźnienia na boki. Jej rysy twarzy były wyraziste co od razu zauważył Mistrz Eliksirów. Była młoda i piękna. Z daleka można było widzieć jak jej skóra dość blada zaczynała błyszczeć przy wschodzącym słońcu. Wpatrywał się w nią dość intensywnym wzrokiem dopóki nie skarcił się w duchu, że zachowuje się jak stary zboczeniec. Dopiero po chwili zauważył, że dziewczyna patrzy w jego kierunku. Kiwnęła mu nieznacznie głową, co odwzajemnił Snape. Nie odwracali od siebie wzroku dopóki nie spojrzała na zegarek, który założyła, gdy wychodziła na błonia. Uśmiechnęła się do siebie kącikiem ust i spoglądając jeszcze raz na profesora. Jej wzrok był czysty nic nie wyrażający, jakby Severus spoglądał w lustro. Rozluźnił się, dziwna aura znów ich otaczała. Dziewczyna założyła kaptur z powrotem i pobiegła w stronę zamku. Godzina wskazywała, że jest kilka minut po 7. O ósmej zaczynały się lekcje. Mistrz Eliksirów miał z trzecim rokiem puchonów i krukonów zajęcia na dzień dobry. Podniósł się otrzepując się z ziemi i ruszył do zamku. Wszedł do swoich komnat by wziąć szybki prysznic i zdążyć na krótkie śniadanie w Wielkiej Sali.

Milagros O'Conell wzięła szybki prysznic po porannym bieganiu. Ubrała czarne bojówki, które miały duże kieszenie na kolanach po bokach. Do tego założyła białą koszulę, która na plecach miała czarne wzory. Wyszła po chwili i dopiero teraz postrzegła, że w pokoju jest tylko Hermiona, która smacznie spała. Czarnowłosa uśmiechnęła się do siebie i machnęła różdżką by rozsunęły się zasłony od łóżka. Przy uchu śpiącej dziewczyny pojawiła się trąbka. Pstryknęła po chwili palcami i nagle w dormitorium rozległy się głośne trąbienia. Granger spadła z impetem z łóżka.
- Co się dzieje?!
Mili pstryknęła znów palcami i dźwięk ucichł. Stała przy drzwiach z wrednym uśmieszkiem. Gryfonka podniosła się z podłogi otrzepując się z niewidocznego kurzu i usiadła na swoim łóżku.
- Jest już po siódmej. - zaśmiała się O'Conell.
Brązowowłosa wyglądała jak śpiąca, ale pełna wielkich oczu, które powoli się przebudzały.
- Ja zaczynam od dziewiątej. - pokręciła wściekle głową.
- To na razie. - machnęła dłonią O'Conell i wyszła z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym napotkała siedzących na kanapie Pottera z młodą Wesley'ówną. Nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi i wpatrywała się uważnie w sytuację, która rozgrywała się przy samym kominku. Ron rozmawiał, a bardziej krzyczał na dziewczynę stojącą przed nim. Nie był to kto inny jak Lavender.
- Przestań, już! Mówiłem coś na ten temat.. - krzyczał rudzielec.
Milagros wyminęła ich tylko mrużąc oczy i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie. Kiedy znalazła się na korytarzu, który prowadził do pomieszczenia, nie zwróciła uwagi, że szedł za nią Severus Snape powiewając swoimi czarnymi szatami. Zwolnił kiedy zobaczył, że przed wejściem stoi Draco, który ewidentnie czekał na kogoś. Obserwował jak młoda dziewczyna podchodzi do ślizgona.
- Cześć! - krzyknął na jej widok blondyn.
- Hej. - podeszła o niego całując go w policzek.
Snape uniósł brew w zaskoczeniu, najwidoczniej jego chrześniak poznał wcześniej dziewczynę niż w pociągu co wskazywało ich zachowanie.
- Jak pierwsza noc w nowym miejscu? - zapytał otwierając drzwi do Wielkiej Sali.
Milagros na wspomnienie swojego sny skrzywiła się i mimochodem wytarła policzek jakby ponownie czuła na nim ślinę Voldemorta. Czując nie przyjemne ciarki na plecach tylko pokręciła głową zakładając maskę obojętności i wzruszyła ramionami.
- Bywało lepiej.
Snape podążył za nimi, nie umknął mu fakt, że gryfonka zachowywała się dziwnie, ale może faktycznie pomyślał, iż nowe miejsce tak na nią działa i musi się ze wszystkim oswoić. Wszedł zaraz za nimi do sali otwierając drzwi z hukiem. Wszyscy nagle ucichli przy stołach kiedy postrach Hogwartu szedł środkiem do stołu nauczycielskiego. Na przywitanie bąknął coś pod nosem podobnego do "dzień dobry" i usiadł na swoim miejscu. Nakładając na swój talerz jedzenie obserwował co się dzieje na sali, a tym bardziej dwójkę idących powoli między stołami.
- Może dosiądziesz się do nas? - Draco wskazał stolik ślizgonów.
- Z chęcią. - uśmiechnęła się i spojrzała na stół jej domu, od razu zauważyła siedzącego przy nim chłopaka, który przywitał się z nią po uczcie. - Ale może innym razem.
Blondyn uśmiechnął się porozumiewawczo i poszedł do swojego stolika, a dziewczyna ruszyła do swojego. Snape widząc dłoń wcześniej Milagros na ramieniu jego chrześniaka przed tym jak każde rozeszło się do swojego stolika, skrzywił się tylko kręcąc głową.
- Nie smakuje ci? - spytała Minerwa.
- Za mało mięsa dzieci. - odwarknął i dalej zajadał się pieczenią.
Czarnowłosa usiadła koło Toma z małym uśmiechem na ustach.
- Cześć. - przywitała się.
- Cześć. - szatyn widząc dziewczynę rozpromienił się od razu. - Co masz pierwsze?
- Numerologię. - odpowiedziała nakładając jajecznicę na talerz.
- My też. - kiwnął do siedzących na przeciw chłopaków. - To jest Dean i Seamus.
- Cześć. - skinęła im czarnowłosa, zaś oni tylko pomachali uśmiechając się i po chwili dalej zabrali się za jedzenie śniadania.
- I jak się czujesz w nowym miejscu? - zagadnął Tom.
- Na razie nie wiem, jestem drugi dzień.
- Racja. - roześmiał się głośno.
Nagle do sali wpadł Ron Wesley, a za nim dreptała prawie depcząc mu po piętach Lavender. Chłopak był cały czerwony na twarzy i strasznie gestykulował. Dopiero po chwili jak podeszli bliżej w stronę stołu gryfonów było słyszeć co chłopak wypowiada do młodej kobiety.
- Już ci powiedziałem, że nic między nami nie maa! Jesteś jak.. - opadł na ławę koło Milagros. - Jak jakaś pełzająca larwa! Uczepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona! Odczep się!
Blondynka wpatrywała się błagalnym wzrokiem w chłopaka mając oczy jak spodki i pełne łez.
- Ron, ale.. - nie dał jej dokończyć.
- Przestań! Nie chce nic słyszeć! Jesteś dla mnie nikim, jakąś kretynką!
Milagros podniosła się ze swojego miejsca, zwęziła brwi i piorunującym wzrokiem patrzyła na rudzielca.
- Chyba przesadzasz. - powiedziała.
- Nie wtrącaj się! - krzyknął na nią.
O'Conell złapała go za koszulę i podniosła. Ronald był sporo wyższy od niej i przede wszystkim potężniejszy, więc nie jednego na Wielkiej Sali to zdziwiło. Sam Wesley wpatrywał się w dziewczynę w zaskoczeniu. W tym czasie McGonagall nachylił się do Snape, by powiedzieć, aby to przerwać, lecz Severus tylko uniósł dłoń i szepnął w jej kierunku.
- Poczekajmy - w jego oczach można było wyczytać zaciekawienie tym co działo się przy stole Gryffindoru.
- Nieważne czy jej nie cierpisz, czy ją kochasz, czy może całkiem co innego. Jest kobietą, a ty facetem, więc należy się jej szacunek. Każdy mężczyzna o tym wie.
- Przyglądając się z bliska nie jest podobna do kobiety - spojrzał na Lavender. - Tylko na jakąś krowę.
- Ty nie jesteś mężczyzną, tylko jakimś gówniarzem, który uważa się za dorosłego. Przeproś ją.
- A jeśli nie to co mi zrobisz?
Milagros puściła go i wpatrywała się w chłopaka nieustannie. Z powagą i opanowaniem na twarzy lecz z mordem w oczach, zaś Wesley z obrzydzeniem, że musiałby przeprosić Lavender. Czarnowłosa wyciągnęła różdżkę, Ron lekko się cofnął. McGonagall wstała by już głośniej coś powiedzieć i zatrzymać dziewczynę.
- Zaczekaj, nic się nie wydarzy strasznego. - Snape uspokajał swoją koleżankę z pracy.
Zastanawiał się co ta dziewczyna wymyśli, w końcu niewolno używać magii na innych uczniach chyba, że nikt nie widzi, ale przecież tutaj była cała sala zapełniona prawie i świadkowie by byli bez dwóch zdań. Milagros położyła różdżkę na stole, aby nikt nie mówił, że chce rzucić jakąś klątwą w chłopaka. McGonagall odetchnęła z ulgą widząc ten gest, Wesley poczuł się pewniej, a Snape unosząc brew zastanawiał się co ta dziewczyna knuje.
- Różdżka nie będzie mi potrzebna. - wycedziła przez zęby. - Przeprosisz?
- Nie mam ochoty - odpowiedział pewniejszym głosem, gdy różdżka znalazła się z dala zasięgu czarnowłosej.
- Dobrze. - Milagros przeszła przez ławkę, aby stanąć obok zapłakanej Brown.
Cała sala wpatrywała się w to co się dzieje przy stole Gryffindoru. Myśleli, że to już koniec przedstawienia, gdy czarnowłosa odwróciła się bokiem lecz nagle wróciła do wcześniejszej pozycji i z całej siły uderzyła pięścią chłopaka w nos. Ron wpadł pod stół trzymając się za krwawiący nos.
- Złamałaś mi nos!
- Ciesz się, że tylko nos. - powiedziała drwiącym głosem chowając swoją różdżkę do kieszeni spodni.
Przy stole Slytherinu było słychać okrzyki i wiwaty, a nawet oklaski. Inne domy były w tak wielkim szoku, że wpatrywali się tylko w stół domu lwa nie mówiąc nic głośno tylko szepcząc po kątach. Na widok krwawiącego Wesleya, na ustach Snape'a pojawił się szyderczy uśmiech. Za to McGonagall sparaliżowała wzrokiem ślizgonów, którzy szybko się uciszyli lecz nikomu z buźki nie schodził uśmiech zadowolenia. Podeszła do stołu gryfonów z powagą wypisaną na twarzy.
- Panie Smith, proszę zabrać pana Wesleya do Skrzydła Szpitalnego, niech się nim zajmie pani Pomfrey.
- Tak jest. - Tom szybki się zerwał i podniósł Rona, szybkim krokiem wyszli z sali.
- Panno O'Conell proszę za mną.
Milagros skierowała się za dyrektorką, kiedy mijała stół ślizgonów z wielkim uśmieszkiem Draco pokazał jej gest zwycięstwa. Czarnowłosa tylko parsknęła pod nosem kręcąc głową. McGonagall spojrzała na nią piorunującym wzrokiem. Kiedy weszła z nią do bocznego pomieszczenia od sali, zauważyła, że jest to samo co wtedy kiedy wybierała jej Tiara Przydziału, gdzie trafi do domu. Tyle, że pomieszczenie było puste prócz kilku stołów i ław. I czekał na nich sam Severus Snape. Patrzyli na młodą dziewczynę we dwoje, która stała z poważnym wyrazem twarzy lecz iskierkami rozbawienia na twarzy.