10 sierpnia 2016

Rozdział 6

Ostatnio jestem zbyt zabiegana i brak weny, a sama po szpitalach ostatnio jeździłam i nie miałam nawet ochoty tutaj zaglądać i coś naskrobać, ale w końcu udało mi się skończyć rozdział i mniej więcej go poprawić, nie wiem czy w ogóle ktoś to czyta, ale mam nadzieję, że znajdą się czytelnicy, bo wtedy jest większa chęć do pisania. Ale następny rozdział zaczęłam już pisać, ale nie wiem kiedy skończę, mam nadzieję, że szybciej jednak niż ten. Zapraszam Was do czytania i komentowania :)



- Jesteś niesamowita - usłyszała za sobą głos Toma, gdy szli po zajęciach w stronę wieży Gryffindoru.
- Zdaje ci się - czarnowłosa zwolniła krok po to aby Smith mógł dotrzymać jej tempa.
- Teraz wierzę, że możesz pokonać Malfoy'a w eliksirach, a może nawet nie tylko w nich - uśmiechnął się szeroko.
- Jak ty to zrobiłaś? - usłyszeli za sobą głos, a później było słychać kroki Harrego Pottera.
- Normalnie uwarzyłam wywar.  - odpowiedziała już lekko zdenerwowana dziewczyna.
Nie chciała, aby teraz wszyscy myśleli, że jest kujonką i jest najlepsza we wszystkim co robi. Zawsze interesowała się eliksirami od najmłodszych lat, a to, że mogła również dopiec swojemu dawnemu przyjacielowi, to była tylko czysta satysfakcja. 
- To było fenomenalne, rzadko to przyznaje, w sumie nigdy, ale był ktoś lepszy ode mnie, a w tej dziedzinie kłaniam się tobie, jesteś wyjątkowa! - Hermiona Granger wielkimi oczami wpatrywała się w dziewczynę, która szła zerkając na wszystkich grobową miną. 
- Nie słodźcie mi tak. Każdy ma lepszą i gorszą dziedzinę. Ja akurat dobrze się czuję w eliksirach.
- To masz słabszą? - zapytał Harry.
- Oczywiście. Nienawidzę wróżbiarstwa i numerologii. Te przedmioty są straszne. Zawsze od pierwszej klasy miałam z nimi wielki problem. 
- Ale na eliksirach dałaś czadu, zaskoczyłaś wszystkich. - objął ją ramieniem Tom. - Chyba będę musiał u ciebie wziąć kilka lekcji korepetycyjnych. 
Hermiona posępniała kiedy zauważyła jak chłopak obejmuje dziewczynę i przyciąga do swojego boku. Podobał jej się, od drugiej klasy zaczęła zważać na niego, a w piątej już wiedziała, że się zakochała. Ale dała sobie z nim spokój, dała mu na początku szóstej klasy spokój. Musiała się skupić na nauce i pokonaniu Voldemorta. Teraz obserwując Toma i Milagros, i widząc, że ta dwójka mogłaby być ku sobie, już całkowicie odpuściła walki, która targała nią po wakacjach. A zauważyła, że jedna strona na pewno zaczęła działaś w tym kierunku. 
- Dałaś do wiwatu. Snape rzadko daje, w sumie pierwszy raz dał Gryffindorowi jakieś punkty. - powiedział Seamus.
- Oczywiście, że pierwszy raz, zawsze je odbierał, tak jak dziś 10 punktów za poplamioną koszulkę? - Dean wzruszył ramionami.
Ron szedł za nimi powolnym krokiem na szarym końcu. Nos go jeszcze pobolewał i miał go lekko spuchniętego. Wyminęła ich Lavender zatrzymując się przed wejściem do wieży.
- Obliviate - powiedziała przed portretem Grubej Damy, która z niechęcią otworzyła im, gdyż rozmawiała z jakąś kobietą na innym obrazie. Gdy weszli do Pokoju Wspólnego, jedni z gryfonów skierowali się do swoich dormitoriów, a reszta na kanapę pod kominkiem. Harry, Ron i Hermiona usiedli na owej kanapie, a Milagros i Tom na podłodze opierając się o fotel, na którym usiadła Lavender. 
- Milagros możemy porozmawiać? - Ron cicho odezwał się do dziewczyny.
- Słucham.
- Możemy na osobności? - lekko skrępowany nie chciał takiej sprawy obgadywać przy reszcie przyjaciół, a na pewno nie przy innych gryfonach, którzy znajdowali się w Pokoju Wspólnym i jeszcze gdzie siedziała na fotelu smutna Lavender. Rozejrzał się po pomieszczeniu przyglądając się dwóm chłopakom, którzy odrabiali pracę domową przy najbliższym stoliku. 
- Jeśli chcesz ze mną pogadać to tu i teraz. - spojrzała czarnowłosa poważnym wzrokiem na rudzielca. Kiwnął tylko głową, wiedział dobrze, że lepiej to tak załatwić niż wrzeszczeć na cały Pokój Wspólny lub jeszcze co gorszego. 
- Dobrze... yyy.. chciałem, chciałem...
- Mów konkretnie. - warknęła O'Conell.
- Przeprosić.
- Słucham nie słyszałam. - w sarkastycznym uśmiechu nachyliła się do niego, odsłaniając włosy ręką, aby odkryć ucho. Harry i Hermiona patrzyli raz na siebie, a raz na chłopaka z nie dowierzaniem i lekko otwartymi ustami. 
- Chciałem przeprosić... ymm... ja... - powiedział pewniejszym tonem. - Przemyślałem to wszystko, umm, trochę przesadziłem, miałaś rację. 
- Mnie nie musisz przepraszać. - dziewczyna wyprostowała się opierając się o fotel ponownie i spojrzała na Toma, który do niej się uśmiechnął.
- To po co ja się poniżam? - zaskoczony wpatrywał się w jej jadowity uśmiech w jego kierunku. 
- Nie mam zielonego pojęcia. Jeśli nie chcesz mieć ponownie złamanego nosa to chyba wiesz kogo powinieneś przeprosić. 
Milagros kątem oka spojrzała na zaskoczoną Lavender i na resztę osób, którzy zaczęli potakiwać swoimi głowami, że dziewczyna ma rację. Po chwili czarnowłosa podniosła się z podłogi kierując się do dormitorium. 
- Idę się przebrać i coś zjeść, mam szlaban u Snap'a. - spojrzała wymownie na rudzielca, który jakby mógł to by zapadł się w tą kanapę, na której siedział. Ron skulił się w sobie nie mówiąc nic, a w tym czasie Tom zerwał się z podłogi na równe nogi. 
- Też jestem głodny, mogę się z tobą zabrać na podwieczorek?
- Jasne, za 10 minut przed portretem Grubej Damy. - odpowiedziała idąc do dormitorium nie patrząc na niego, ani nawet na zdziwiony wzrok siedzących gryfonów. 
- Hermiona.. - zaczął Harry.
- Daj spokój. - uśmiechnęła się dziewczyna - To przeszłość. 
Nikt więcej nie podjął się tego tematu. Po 10 minutach dwójka nowych znajomych ruszyła do Wielkiej Sali na podwieczorek. Nałożyli sobie udka z kurczaka oraz jakieś kolorowe sałatki. Siedzieli obok siebie i rozmawiali o wszystkim i niczym. 
- Czym się zajmujesz? Znaczy interesujesz? - przeżuwając sałatkę spojrzała na Toma. 
- Uwielbiam dobrą muzykę i taniec.
- Taniec? 
- Tak tańczę różne techniki tańca.
- Uczyłeś się tańczyć? - zapytała prostując się i odkładając pustą miseczkę po sałatce. 
- Nie było mnie stać na nauki, więc sam się uczyłem. Jestem samoukiem. - uśmiechnął się do niej szeroko. - Gdy byłem mały i nie uczęszczałem jeszcze do Hogwartu to musiałem się czymś zająć by się nie nudzić w domu. 
Milagros skinęła głową, że rozumie i czekała aby kontynuował popijając sok dyniowy. 
- Wiesz kiedy byłem mały, a mojej siostry nie było jeszcze na świecie..
- Masz siostrę? Jest tu w szkole? 
- Za rok trafi do Hogwartu. - wzruszył ramionami i kontynuował swoją opowieść. - Nie układało nam się w domu zbyt dobrze jak jej jeszcze nie było. Urodziłem się w mugolskiej rodzinie, rodzice nie wiedzieli co to w ogóle jest świat magii, nie miałem zabawek, ani przyjaciół, ledwo przędli abym miał coś zjeść. Więc zacząłem tańczyć i wyrażać swoje ubolewanie nad światem poprzez taką pasję. Ale tylko wtedy kiedy nie musiałem rodzicom pomagać i nie pracować. 
- Taniec dawał ci wolność. - szepnęła przyglądając się bacznie chłopakowi. Dobrze rozumiała, że taka ucieczka od czegoś co może przytłaczać jest normalne nie dziwiło ją to, bo sama miała mały sekret ucieczki. Muzyka, gra na instrumentach klawiszowych zawsze dawała jej siłę i ucieczkę od wszystkiego co ją otaczało, a nawet bawiła się samą grą. Grywała na fortepianie bardzo często wraz z ojcem, a teraz tego nie robiła, bo nie było fortepianu, a przede wszystkim ojca. 
- Tak dawał mi wolność. Próbuję młodych uczuć, ale nie zawsze to mi wychodzi. 
- Jaki ambitny. - zaśmiała się cicho.
- Może trochę. - w jego głownie można było usłyszeć nutkę zawstydzenia. Zaczęli razem się śmiać głośno, Milagros czuła się przy Tomie bardzo dobrze, nawet posądzała swoje myśli o to, że może w przyszłości będzie miała kolejnego dobrego przyjaciela tutaj w Hogwarcie. 
- Muszę już iść na swój szlaban, nie chcę się spóźnić.
- Współczuję.
- Zobaczymy się później lub dopiero jutro, na razie. - machnęła dłonią i skierowała się do lochów zostawiając chłopaka wpatrzonego w jej sylwetkę znikającą na korytarzu. Spieszyła się chociaż miała jeszcze nie całe 10 minut czasu do szlabanu, ale jednak słysząc pogłoski o nauczycielu nie chciała podpaść mu, nawet po tym jak dał jej domowi punkty. 
Severus siedział w swoich komnatach czekając na uczennicę, która miała przyjść do niego na szlaban. Zostawił jej kartkę na drzwiach od sali eliksirów, aby swoje cztery litery przyniosła tutaj do prywatnych kwater. Miał to być szlaban z nagrodą, ale dzisiejszego wieczoru musiał iść do Minerwy, a nie mógł zostawić samej dziewczyny przy jakimś eliksirze. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi machnął dłonią, a one się otwarły by zaraz przez próg przeszła O'Conell. 
- Przepraszam za spóźnienie. - chociaż chciała się nie spóźnić, spóźniła się 2 minuty z powodu tego, że szlaban został przeniesiony całkiem do innego miejsca. Wchodząc do środka rozglądała się uważnie po pomieszczeniu, w którym się znajdowała, a był to salon Mistrza Eliksirów. Przed kominkiem znajdowały się dwa fotele na przeciw siebie, a między nimi mała kanapa. Pólki dookoła, na wszystkich ścianach, a na nich książki różnego gatunku. Musiała przyznać, że bardzo jej się tutaj podobało, sam odcień ścian i innych dodatków, srebro kontrastowało z granatem i zielenią. W jej wyrazie oczy Severus wyczytał fascynację miejscem, co zaskoczyło go to trochę, gdyż większość zawsze powtarzała mu, że biblioteka w Hogwarcie jest większa i nie potrzeba mu tu tyle książek, a te ciemne kolory przytłaczają lochy, gdzie nie ma okien, prócz tych, które sam by sobie nie wyczarował. 
- Minus 20 punktów za spóźnienie. - odwróciła wzrok od portretów, które oglądała i wpatrywała się teraz w niego uważnie. Nie odezwała się nic na ten przytyk małego spóźnienia. - Następnym razem przychodź wcześniej, panno O'Conell. 
- Tak jest, sir. 
- Dziś wyczyścisz kociołki w moim głównym laboratorium.
- Kociołki? - odwróciła się w jego stronę kiedy wstał z fotela i kierował się do bocznych drzwi z prawej strony wejścia do jego kwater. - Przecież mieliśmy zbierać składniki potrzebne do eliksirów.
- Od kiedy jesteśmy na "ty", panno O'Conell? - uśmiechnął się drwiąco.
- Nie dał mi pan dokończyć, na końcu miałam powiedzieć jeszcze "profesorze". - lekką nutkę sarkazmu można było usłyszeć w jej głosie. Mistrz Eliksirów uniósł jedną brew przyglądając się dziewczynie. Zauważył już w pierwszych dniach, że miała charakterek i może właśnie dlatego też trafiła do Gryffindoru, ale dobrze wiedział, że jej z nim tak łatwo nie pójdzie. 
- Dziś wyczyścisz kociołki, mam inne obowiązki niż pilnowanie twojego tyłka w Zakazanym Lesie. - warknął i otworzył drzwi.
- Umiem o siebie zadbać. - usłyszał cichy głos za sobą, nie odwracając się przeszedł przez sypialnię i otworzył kolejne drzwi po prawej stronie, które prowadziły do jego prywatnego laboratorium. Jako jego praktykantka będzie tutaj częściej spędzała czas więc i tak musiałby ją kiedyś tutaj wpuścić i tak. Zatrzymał się w drzwiach i wpatrywał się jak pewnym krokiem weszła do sypialni nie rozglądając się po niej i podeszła do niego gdzie przepuścił ją przodem. 
- Tu masz kociołki, a i jeszcze jedno. - wskazał jej całą salę w kociołkach i odwracając się do niej przodem uśmiechnął się krzywo. - Oddaj różdżkę. 
- Że co? - spojrzała na niego uważnie.
- Ogłuchłaś? Oddaj różdżkę, masz je umyć wszystkie ręcznie, panno O'Conell. Nie mam zamiaru się powtarzać. - wyciągnął rękę i czekał na jej ruch. 
- Rozumiem, że mam nie korzystać z różdżki przy myciu kociołków, ale nawet jakby pan był by moim dziadkiem, ojcem czy kimś z rodziny nie oddałabym panu różdżki. 
Wyprostował się i skinął głową delikatnie patrząc na nią bacznym wzrokiem. Zaskoczyła go pozytywnie i gdyby znów nie była w Gryffindorze dostałaby z kila punktów. Żaden czarodziej nie powinien oddawać swojej różdżki nikomu. Skinął tylko nieznacznie głową ponownie i omiótł wzrokiem salę by zostawić ją samą w pomieszczeniu i skierował swoje długie nogi, które podtrzymywały jego chuderlawy tułów przed znajomą chimerą. 
- Cytrynowe dropsy. - wypluł te słowa i zaczął wspinać się po schodach do dawnego gabinetu Dumbledora, a teraz Minerwy McGonagall. Łudził się, że jak gryfonka zostanie dyrektorką szkoły przestanie musiał wypowiadać takie hasła do jej gabinetu, ale jednak zbyt przesiąknęła Albusem. Nawet nie pukając w drzwi wpadł do środka i zajął swój częsty fotel gdy odwiedzał starca, gdy był szpiegiem Zakonu Feniksa. 
- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał, ale gdy zaraz zobaczył ducha byłego dyrektora poprawił się unosząc brew. - Chcieliście?
- Mamy dla ciebie zadanie, nie jest takie proste. - spojrzała Minerwa na Dumbledora uciekając wzrokiem przed Severusem. 
- Musisz odwiedzić naszego dawnego przyjaciela. - spokojnym głosem odezwał się Albus. 
- Tak wiem. - miał nadzieję, że ten list, który dostał wcześniej od McGonagall jest tylko żartem, ale wiedział, że jednak świat go nie lubi i będzie musiał odwiedzić osobę, z którą nie chciał w ogóle mieć kontaktu. 
- Arnold ma pewien eliksir, który jest nam bardzo potrzebny.
- Musisz wyruszyć najpóźniej w ferie zimowe, a może nawet wcześniej do niego po eliksir. - odezwała się McGonagall. 
- Czy nie możecie powiedzieć co to za eliksir? W końcu chyba jestem..
- Tak jesteś wspaniałym Mistrzem Eliksirów, Severusie. Lecz ten eliksir nie jest taki prosty, nie możesz go zrobić. 
Snape wyprostował się na fotelu analizując te słowa i domyślając się o jaki eliksir chodzi. 
- Brat Arnolda go zrobił. Nie będzie łatwo go od niego dostać, ale gdy ty pojedziesz.. - Dumbledore zerknął to na Minerwę, a to na Severusa. - Ufa nam, ale nie odda go tak po prostu. 
- Jeśli dobrze zrozumiałem, a przeważnie się nie mylę, chcecie mnie wysłać po Lifeatde*?
- Ten eliksir zabije Voldemorta dostatecznie - odezwała się cichym głosem dyrektorka. 
Prze kilka chwil analizował młody mężczyzna to co usłyszał, zdawał sobie sprawę do czego jest ten eliksir. Ktoś poświęca swoją duszę, aby pokonać duszę innej osoby, która może zagrażać magicznemu światu. Jest to eliksir zakazany i podlegający czarnej magii. Nikt się tego nie podejmuje, bo poświęca swoje życie. Nawet ci co mieli już długie życie i są schorowani czekają na śmierć nie podejmują się aby zrobić ten eliksir, a tu nagle dowiaduje się, że Czarny Pan żyje i ma to go zabić? Jak dobrze pamiętał uczestniczył w Bitwie o Hogwart i tam jasna strona zwyciężyła. Jego Mroczny Znak zniknął zostawiając tylko lśniącą bliznę na przedramieniu.
- Przecież Wybraniec go zlikwidował. - warknął. 
- Tak zabił go, ale jego dusza, a dokładnie kawałek nie został zniszczony i nadal istnieje w kimś innym.
Dumbledore zaczął lewitować po całym gabinecie obserwując swojego młodszego przyjaciela i widząc zrozumienie w czach Mistrza Eliksirów skinął głową. Severus nabrał powietrza i zwęził niebezpiecznie oczy dochodząc do wniosku, gdzie może być dusza czarnoksiężnika. 

- Belatrix Lestrange.



* - eliksir wymyślony przeze mnie połączenie liter angielskiego odpowiedniek "życia po śmierci". 

20 maja 2016

Rozdział 5


- Panno O'Conell to, to... - McGonagall spacerowała ze zdenerwowaniem po całym pomieszczeniu, prostą ścieżką od ściany do ściany.
- Niemoralne? - zapytała dziewczyna przyglądając się ścianą, na którym teraz zauważyła kilka obrazów.
- To mało powiedziane. - można było zobaczyć w oczach Minerwy burzowe iskry, które szalały pod wpływem każdego wypowiadanego słowa.
- Miałam mu pozwolić, aby obrażał dziewczynę? Zachował się jak ostatni cham. Nawet mniej porządni mężczyźni nie podnieśliby głosu, a tym bardziej obrażali by w ten sposób kobiety, przynajmniej nie przy wszystkich. I nieważne w jakim byłby wieku.
- Zgadzam się, ale nie można postępować tak, aby dochodziło do rękoczynów Milagros - skarciła ją spojrzeniem. - Nie mogę nic na to poradzić, ale będę musiała odjąć punkty Gryffindorowi.
- Ja bym się nad tym zastanowił - delikatnym, zimnym głosem odezwał się Mistrz Eliksirów.
Czy on właśnie mnie broni? - pomyślała Milagros wpatrując się w mężczyznę stojącego obok Minerwy.
- Słucham Severusie.. -McGonagall machnęła ręką by kontynuował, a ona transmutowała jedną z ław w krzesło i usiadła na nim wpatrując się w nauczyciela.
- Wydaje mi się, że odjęcie punktów w słusznej sprawie jest niedorzeczne - patrzył się cały czas na dyrektorkę mówiąc spokojnym głosem, jakby opowiadał o pogodzie.
- Jaki masz pomysł?
- Gdyby panna O'Conell była w moim domu niż w tym, którym jest - sarknął. - Z chęcią dodałbym jej punkty za ten czyn.
- Severusie! - oburzyła się Minerwa.
Milagros ledwo powstrzymywała aby nie roześmiać się na to wszystko.
- Lecz.. - kontynuował nie zważając na reakcję moją i dyrektorki. - Panna O'Conell nie jest niestety w innym domu, a takie zachowanie jest niedopuszczalne.
Każde słowo wypowiadał ze spokojem i opanowaniem, ale wypranym z emocji głosem. Dziewczyna wpatrywała się w niego i w zaskoczeniu widziała błysk czegoś w jego ciemnych oczach, gdy spojrzał na nią uważnie. Wydawało jej się, że ten wzrok mówi więcej niż słowa wypowiadane w tym momencie, podejrzewała, że gdyby coś takiego zrobiła tylko przy Mistrzu Eliksirów, wcale by jej nie przeszkadzał, a nawet pilnował aby nikt nieproszony wszedł na korytarz czy do sali, zależne byłoby to wszystko gdzie by to się działo.
- Więc sądzę, że szlaban wystarczy.
- Tak szlaban to odpowiednie rozwiązanie w tym wypadku. - Milagros zauważyła na twarzy dyrektorki zmęczenie, coś ją trapiło i dobrze wiedziała, że to nie chodziło o to co wydarzyło się przy śniadaniu. - Dwa tygodnie szlabanu u pana Filcha i dwa tygodnie następne u profesora Snape'a. W sumie miesiąc szlabanu.
- Jak to?! - obydwoje zareagowali ze zdziwieniem na to co kobieta powiedziała.
- Tak. Profesor Snape potrzebuje pomocy przy zbieraniu niektórych składników w Zakazanym Lesie.
- McGonagall to jest niebezpieczne dla tak niedoświadczonej uczennicy. - syknął wpatrując się w profesorkę ostrym wzrokiem.
Milagros tępo wpatrywała się przed siebie zastanawiając się dlaczego akurat ona musiała mieć tak wiele zajęć z tym człowiekiem. Lekcje, praktyki, a teraz szlaban z nim.
- Panna O'Conell chce zostać Mistrzynią Eliksirów Severusie, więc może się czegoś przy tym nauczy. Więcej niż przy czyszczeniu kociołków. Nauka to część nagrody. Pan Wesley zasłużył sobie na karę i już ją dostał i to wymowną. - skinęła głową w stronę czarnowłosej, która uśmiechnęła się z satysfakcją na przypomnienie sobie trzasku kości, gdy uderzyła chłopaka w nos.
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł byś czegoś nauczył nową Mistrzynię Eliksirów, Severusie. Wszystko uzgodnione, prawda.
Patrzyła na wściekłego profesora, który wiedział, że wcale to nie było pytanie tylko stwierdzenie faktu. Kiwnął głową z niechęcią.
- To wracajmy do swoich obowiązków. - kiedy wypowiedziała te słowa Snape nie czekając na nic odwrócił się na pięcie i powiewając swoimi szatami ruszył do wyjścia zostawiając dwie kobiety w pomieszczeniu. Milagros skinęła głową dyrektorce i również wyszła z sali kierując się na pierwsze zajęcia. Zajęcia w miarę szybko mijały i dziewczyna musiała przyznać, że nie są takie złe. W ostatniej szkole więcej się na nich wynudziła niż gdzie indziej, a tu musiała przyznać, że było dobrze. Na przerwie poszła sprawdzić jaka jest tu biblioteka. Biblioteka w Beauxbatons była średnia z porównaniem do Hogwarckiej. Przy każdej półce znajdowała się wysoka drabina, która sięgała może do drugiego piętra w blokach mugolskich. Cała biblioteka była istnym labiryntem, jedynie tabliczki, które znajdowały się pomiędzy półkami wskazywały jaki dany dział był właśnie w tym miejscu. Dziewczyna zafascynowana biblioteką w końcu obrała ścieżkę i postanowiła wrócić tutaj kiedy indziej, a teraz postanowiła pooddychać świeżym powietrzem i poszła na błonia. Spacerowała wolnym krokiem w stronę boiska do quidditcha.
- Interesujesz się quidditchem? - usłyszała głos za sobą.
W jej stronę szedł Tom uśmiechając się promiennie. Musiała przyznać, że chłopak wyglądał bardzo dobrze. Szatyn o niebieskich oczach, który był przystojny, dobrze zbudowany, o męskich rysach i przede wszystkim wysoki.
- Kiedyś, teraz jakoś nie bawi mnie ten sport. Co tam z Wesleyem?
- Nic mu nie będzie ma tylko złamany nos, ale pani Pomfrey go poskładała - chłopak uśmiechnął się na samo wspomnienie incydentu.
- Ach myślałam, że będzie poważniej, szkoda. - powiedziała to głosem zawiedzionym i smutnym, doprowadzając Toma do głośnego śmiechu.
Usiedli pod wierzbą płaczącą nad jeziorem. Dziewczyna wpatrywała się w tafle jeziora, zaś chłopak z błyskiem w oku wpatrywał się w czarnowłosą. Nic nie mógł na to poradzić odkąd zobaczył ją w Wielkiej Sali w pierwszy dzień spodobała mu się uroda gryfonki, a teraz za każdym razem zauważał, że nie jest zwykłą dziewczyną, ale ma swój własny charakter.
- Masz niezły prawy sierpowy. - zażartował.
-Sama o tym nie wiedziałam - uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz.. Mówią, że dzikuską jesteś. - spojrzała na niego zdziwiona.
- Tak? Coś jeszcze mówią ciekawego?
- Nie wiem, tylko to usłyszałem na zielarstwie. Chłopaki siedzący za mną z Ravenclawu mówili tylko, że ta nowa dziewczyna co jest na ostatnim roku jest dziką wariatką.
- Dziką? Świetnie. - zaśmiała się z uznaniem. - A ty jak sądzisz?
Tom spoważniał wpatrując się w dziewczynę. Po chwili uśmiechnął się i uniósł głowę wpatrując się w jasne niebo nad nimi.
- Wydaje mi się, że jesteś bardzo miłą dziewczyną, ale co ja mogę powiedzieć, przecież znamy się dopiero dwa dni. Muszę cię lepiej poznać, aby coś więcej powiedzieć.
Dziewczyna skinęła głową rozumiejąc, że Tom podpina się pod ich pierwsze spotkanie.
- Racja.
- Idziemy na eliksiry? - spojrzał na zegarek.
Milagros przez chwilę wpatrywała się w niego dość uważnym wzrokiem, nie chciała angażować się w nic w najbliższym czasie. Ostatnio miała problem by się otworzyć na kogokolwiek. Ale przecież mogli zostać przyjaciółmi. Chłopak podniósł się podając jej dłoń by pomóc jej wstać z ziemi. Przyjęła ją z uśmiechem na twarzy i stanęła po chwili obok niego.
- Idziemy.
- Tak, chodźmy na egzekucję. - ruszyli w stronę zamku.
- Na egzekucję? Obawiasz się Snape'a jak inni?
- Nie, przyzwyczaiłem się do niego, choć nie raz jeszcze mnie zaskoczy i odejmie punkty z niewiadomego jakiego powodu. Jego sarkazm i dołowanie gryfonów jest normalną sytuacją dzienną na eliksirach. Wiesz jest opiekunem Slytherinu to jego pupile.
- To chyba normalne, że jako opiekun swojego domu, będzie faworyzował swoich. - odpowiedziała zastanawiając się dlaczego w ogóle go broni.
- Tak wiem, ale to jest bardzo widoczne, mógłby choć odrobinę to ukryć. A on się tym nie przejmuje i zachowuje się jakby znał twoje myśli.
Czarnowłosa uśmiechnęła się na to tylko i wzruszyła ramionami, dobrze wiedziała w jaki sposób to robi, ale nie miała zamiaru zdradzać tej umiejętności przed nikim, bo sama dobrze posługiwała się Legilimencją i Oklumencją.
- Jednak najbardziej faworyzuje Malfoy'a, jakby był jego zwierzątkiem. - zaśmiał się Tom.
- Draco jest najlepszy z eliksirów? - zdziwiła się.
- Tak, znaczy najlepsza dotąd była Hermiona, ale Snape nigdy nie dał dobrej oceny, ani nie przydzielił nam punktów chociaż mógłby. Zawsze wynajdzie coś, aby odjąć, a nie dodać.
- Zobaczymy teraz. - uśmiechnęła się pod nosem powoli kroił się w jej umyśle plan, aby wkurzyć Dracona, ale przede wszystkim pokazać jemu, że są lepsi od niego i to z nienawidzonego domu.
- Nie chce mówić, że jesteś słaba, ale on naprawdę jest dobry w Eliksirach.
- To się okaże czy jest ktoś lepszy. - puściła oczko w stronę Toma i weszli do zamku.
Milagros postanowiła wziąć się ostrzej do nauki i przypomnieniu sobie pewnych rzeczy związanych z eliksirami. Będzie musiała znów skupić się na jednym aspekcie swojego życia jak za dawnych czasów. Póki co brała to jako chęć pokazania Malfoy'owi, że jest lepsza od niego, w końcu miała zostać Mistrzynią Eliksirów, a nie każdy dostaje taki tytuł. Póki co wiedziała, że jest takich trzech czarodziejów, którzy byli geniuszami w tej dziedzinie i z jednym z nich miała właśnie rozpocząć swoje pierwsze zajęcia.
Weszła do sali, która znajdowała się oczywiście w lochach. Zajęła wolne ostatnie miejsce z tyłu klasy, obok siebie miała przy ławce Toma, a przed nią siedziała  Hermiona. Wszyscy czekali jak na skazanie, aż pojawi się postrach Hogwartu.
Severus przez cały dzień klął pod nosem na McGonagall. Nie cierpiał niańczyć dzieciaków, którzy nie mają za grosz kultury i rozumu. Wiedział, że dopiero na swoich zajęciach z ostatnim rocznikiem ślizgonów i gryfonów, będzie mógł się przyjrzeć czy w tej dziewczynie jest jakaś nutka ukazująca, że może być Mistrzynią Eliksirów. Wiele widział dzieciaków, którzy mieli dryg do tego przedmiotu, ale nie dawali nic z siebie. Jako dziecko Severus nauczył się, że nie tylko wiedza jest najważniejsza, ale i umiejętności, dzięki nim przetrwał.
Severus wszedł z rozmachem do sali, wszyscy drgnęli kiedy drzwi odbiły się od ściany i zaraz zamknęły się za sobą. Rozejrzał się po pomieszczeniu wyłapując kątem oka, gdzie nowa uczennica siedzi i pokręcił głową stając tyłem do sali by położyć pergaminy na biurko i odwrócić się w stronę uczniów, robiąc przy tym zamaszysty obrót.
- Wesley minus 10 punktów. - sarknął pod nosem.
- Ale za co?
- Mógłbyś choć na moje zajęcia przychodzić schludnie ubrany. Koszula poplamiona, wyglądasz jak jakaś oferma. - przymrużył oczy rozglądając się po sali, każdy z przyzwyczajenia i ze strachu by nie podpaść Snape'owi wpatrywał się w swoje biurko lub w każdą inną stronę byle nie na Mistrza Eliksirów. Zaskoczony zauważył, że tylko O'Conell nie zważała na niego i zachowywała się normalnie. Oglądała książki na pólkach, które się znajdowały w sali i przyglądała się w słoikach okazom, które uzbierał kiedyś Severus. Wpatrywała się w to wszystko z zaciekawieniem i czymś jeszcze czego nie mógł rozpoznać w jej oczach. Mógł być to zachwyt kolekcją, którą tutaj miał, a tylko czarodzieje, którzy interesowali się eliksirami mogli winszować każdemu kto miał tak niespotykane rzeczy. Snape te najrzadsze trzymał i tak w swoim gabinecie i laboratorium, które miał przy swoich komnatach.
- Dziś zajmiecie się Eliksirem Żywej Śmierci. Kto wie jakie są potrzebne składniku do uważenia tego eliksiru? - zapytał ignorując od razu unoszoną rękę przez Panne-Ja-Wiem-Wszystko.
Zauważył jednak jak O'Conell spojrzała dziwnym wzrokiem na koleżankę z przodu i pokręciła tylko głową obserwując dalej okazy na półkach.
Milagros była zachwycona tym co miał w swoich zasobach Snape. Ostatni raz takie rzeczy mogła zobaczyć w pracowni swojego ojca, ale i tak nie miał tak wiele. Podejrzewała, że to tylko część, a te najrzadsze składniki do eliksirów zapewne trzyma mężczyzna gdzie indziej z powodu tego, że każdy Mistrz Eliksirów nie odda tak łatwo swoje składniki. Była pewna, że te na półkach i tak są zabezpieczone magią i sam Snape barierą ochronną steruje.
- Nikt nie wie? - ignorował przez cały czas dumę Gryffindoru.
- Może ja - wyszeptała krzaczasto włosa. - Składnikami są korzeń astfodelusa, piołunu i waleriany oraz jeszcze potrzebny jest sopophorus.
- Czy zawsze możesz odpowiadać nie pytana, Granger! - warknął głośniej Snape. - Minus 10 punktów.
Hermiona zrobiła się cała czerwona ze wstydu i złości. Zaciskając ze złości swoje pięści wpatrywała się w nie próbując się uspokoić.
- Ktoś może mi powie coś o tym eliksirze? Draco? - nagle O'Conell jak trafiona piorunem odwróciła się unosząc brew do góry i wpatrywała się w swojego przyjaciela oderwana od czytania tytułów książek na półkach. Malfoy w tym czasie wyprostował się jak dumny paw i zaczął mówić.
- Eliksir Żywej Śmierci powoduje omdlenia. Dla niedoświadczonych czarodziei może zmylić z prawdziwym zgonem. - uśmiechnął się z nonszalancją.
Severus miał ochotę przewrócić oczami i powiedzieć, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał na ostatnią klasę i to jeszcze od Malfoy'a, ale nie mógł powiedzieć, że jest źle. Usłyszał prychnięcie pod nosem i od razu wiedział kogo to sprawka.
- Czy chce coś pani powiedzieć, panno O'Conell? - spojrzał na nią przenikliwym chłodnym wzrokiem. Milagros nie zwracała uwagi na profesora tylko wpatrywała się z powrotem w książki.
- Uważa pan, że to cała odpowiedź o tym eliksirze i na dodatek prawidłowa odpowiedź, profesorze?
Przymrużył oczy nie lubił być lekceważony, a postawa dziewczyny na to wskazywała, oglądała sobie jakby nigdy nic książki na półkach, a nawet w jego stronę nie spojrzała. Dobrze wiedział, że ta odpowiedź nie jest kompletna, ale przecież nie może przyznać tego, aby jego dom wyszedł na tępaków z dziedziny eliksirów. Malfoy miał zadatki na ucznia, który radzi sobie z eliksirami na pozytywną ocenę, ale tylko tyle, żaden inny uczeń ze Slytherinu nie okazał zamiłowania do tego przedmiotu jak kiedyś Snape kiedy był w ich wieku. Ciągle wynajdywał perły w innych domach, a nie swoim.
- Kompletnej odpowiedzi nie ma, ale zgadzam się z panem Malfoy'em. Wszystkie najważniejsze rzeczy wymienił.
- Nie zgadzam się. - odwróciła się patrząc na Severusa.
Cała sala zamarła wyczekując co się wydarzy. Milagros wpatrywała się poważnym spojrzeniem w mężczyznę nie spuszczając z niego wzroku. Snape uniósł brew znacząco i przekrzywił odrobinę głowę czekając co powie gryfonka. Wyczuł po niej już pierwszego ich spotkania kiedy Tiara Przydziału przydzieliła ją do lwów, że jest pewną siebie osobą. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej mogło dziewczynę zgubić.
- Ważną rzeczą jest, że ten eliksir jest używany jako środek łagodzący ból. Ważne również jest to, że używanie go w dużych dawkach może spowodować uszkodzenie mózgu lub co gorsza śmierć. - wpatrywali się w siebie dość długo. Severus wiedział, że Malfoy powiedział pobieżnie, ale nie wszystko.
- Zgodzę się z panią, ale nam nie jest potrzebna dokładna definicja owego eliksiru tylko podstawowe rzeczy, aby wasze pół mózgi zapamiętały choć odrobinę z tego co jest tu mówione. Zostały wymienione składniki i do czego służy, pan Malfoy właśnie to uczynił.
- Wydaje mi się profesorze, że skoro znajdujemy się w ostatniej klasie i przygotowujemy się do OWTM-ów, musimy wiedzieć więcej niż podstawowe regułki tak ważnych eliksirów, a ten Eliksir Żywej Śmierci, a dokładnie Wywar Żywej Śmierci jest jednym z najważniejszych. - nawet jej żadna zmarszczka na twarzy nie drgnęła, mówiła spokojnie, z opanowaniem i dziwnym blaskiem bijącym z niej. Snape żałował, że znajduje się w Gryffindorze, bo obsypał by ją w tym momencie punktami. Rozpoznał tę iskrę w jej oku, każdy przyszły Mistrz Eliksirów ma w sobie tę ikrę, ale to tylko chwila, musiał wiedzieć jak sobie radzi z robieniem eliksirów, wtedy można rozpoznać czy nadaje się na wejście w grono tych wybitnych, których w tej dziedzinie jest mało.
- Widać, że pani odznacza się jakimś zalążkiem rozumu niż tu większość z tych idiotów, ale bezczelność i zbyt wielka duma i pycha może pani przeszkodzić w wykonywaniu wielu zadań. - mierzył ją srogim spojrzeniem. - Póki co pamiętam, że ja jestem nauczycielem tego przedmiotu i znam reguły panujące w tym pomieszczeniu. Potrzebne mi są podstawy, by później wyciągać dalszą wiedzę by wpajać wam bezmózgi. - rozejrzał się po każdym uważnie. - Panno O'Conell, może pani ze chce zamienić się ze mną miejscami i poprowadzić zajęcia tak jak tylko pani sobie życzy. Nie? - uśmiechnął się krzywo. - To proszę przestrzegać moich zasad. Panno O'Conell zrozumieliśmy się?
Dziewczyna wpatrywała się w niego swoimi czarnymi oczami i uśmiechnęła się kącikiem ust rozumiejąc, że ślizgoni zawsze będą mieć pieczę u Snape'a, nieważne co by zrobili dobrze czy źle.
- Bardzo dobrze, profesorze. - odpowiedziała i przeniosła wzrok na Draco i pokręciła głową nie dowierzając i parsknęła pod nosem wracając do dalszego oglądania sali.
Severus nie mógł od tak dać punkty Gryffindorowi za tak dobrą wiedzę. Popsuło by to mu renomę, od kiedy nietoperz rozdaje gryfonom punkty i to za eliksiry. Przeklinał los, że tak uzdolnioną dziewczynę dał do domu McGonagall. Machnął różdżką i na stolikach pojawiły się kociołki.
- Macie uwarzyć mi ten wywar. Składniki znajdźcie sami, kto pierwszy uwarzy, dostaje 50 punktów dla swojego domu. Zabierajcie się do pracy! - zajął miejsce za swoim biurkiem i pokręcił głową na hołotę, która zerwała się z miejsc i zaczęła biegać po całej sali od półki do półki szukając składników.
Wszyscy ruszyli oprócz Milagros. O'Conell siedziała na swoim miejscu nawet nie ruszając się na milimetr. Severus uważnie ją obserwował. Zastanawiał się czyżby była jak Granger, wiedza wchłonięta z każdej książki przeczytanej, ale nic poza tym. Będzie musiał zwolnić ją ze swoich praktyk. Uczniowie przekładali składniki, szukając tych prawidłowych. Za to czarnowłosa śmiała się kręcąc głową za ich głupotę. Severus splótł swoje ramiona na torsie i uniósł brew wpatrując się w dziewczynę. Po chwili ich spojrzenia się skrzyżowały i Milagros wskazała na półkę koło sterty książek, na podłogę przy drzwiach do laboratorium, gdzie na samym dole był składnik i na półkę znajdującą się za Severusem. Snape skinął głową z aprobatą, ale nie pokazał po sobie, że zaskoczyło go to, że dziewczyna znalazła wszystkie składniki, a oni jeszcze nic.
- Nie ma tych składników. - odezwał się ktoś drżącym głosem.
- Panno O'Conell?
- Draco koło ciebie na półce znajduje się korzeń waleriany, za tobą Seamusie znajduje się piołun i asfodelus. Koło drzwi na samym dole jest sopophorus.
Wszyscy stali wpatrując się w nią nie dowierzając. Snape uderzył pięścią w biurko, aż większość podskoczyła.
- Czy mam wam podać każdy z osobna? Bierzcie składniki kretyni i zaczynajcie warzyć!
Zaczęły się przepychanki przy składnikach, ale w końcu każdy miał i zasiadł na swoim miejscu. Smith przyniósł dla Milagros potrzebne rzeczy.
- Nie było trzeba. - skinęła do niego głową i oglądała uważnie każdy składnik.
Snape skinął głową, kolejny plus dla niej, może nie będzie z gryfonki takiej ofermy w eliksirach. Każdy Mistrz Eliksirów przeważnie sam zbiera wszystkie składniki, przy tym dokładnie je oglądając czy nie ma żadnej skazy i czy nadają się. Wszystkie składniki, które miał tutaj Severus były uzbierane przez niego, lub w większości kupione na bazarze, ale dobrze przepatrzone. To samo teraz robiła dziewczyna uważnie im się przyglądała, gdzie większość uczniów w sali zaczęła podgrzewać wodę w kociołku i kroić składniki. Czas leciał, a ona oglądała, chociaż wiedział Severus, że już zauważyła, iż składniki są dobre, a nawet bardzo dobre. Nie rozumiał podejścia jej, że nic nie robiła. Czas leciał, a taki wywar robi się odpowiednią ilość czasu. Mieli podwójne Eliksiry więc każdy z nich miał szansę uwarzyć dobrze eliksir, albo przynajmniej spróbować się zbliżyć do końca.
Dziewczyna spojrzała na zegarek, który wisiał nad drzwiami wejściowymi. Skinęła głową i podniosła się z krzesełka. Wszyscy siedzieli i kroili składniki wrzucając do kociołka. Severus nie ukazując po sobie musiał przyznać, że dziewczyna może zostać prawdziwą Mistrzynią Eliksirów. Każdy wie, że nie powinno przygotowywać obojętnie jaki eliksir na siedząco. Najlepiej i najwygodniej było na stojąco. Większa możliwość nacisku przy niektórych składnikach. Lepsza koordynacja ruchowa i większa przestrzeń. Odsunęła krzesełko by jej nie przeszkadzało i machnęła różdżką by biurko miało odpowiedni poziom do jej wzrostu. Zaczęła kroić piołun, robiła to delikatnymi cięciami noża. Musiał przyznać, że miała dryg do tego, mógł to zobaczyć po ruchach nadgarstka. Nie dodała piołunu do kociołka, ale odstawiła na kupkę obok. Później zabrała się za krojenie waleriany, ale najpierw wycisnęła sok z korzenia dodając prosto do kociołka. Snape przypatrywał się każdemu, ale najwięcej właśnie O'Conell. Nie miał pojęcia czy gdzieś to wyczytała, choć rzadko spotykał się z takimi informacjami w książkach do eliksirów, chyba, że na wyższych uczelniach. Najlepsi Mistrzowie tylko o tym wiedzą, że najpierw trzeba wysączyć sok, a potem pokroić korzeń. Nie tylko dodaje lepszy efekt, ale skraca warzenie eliksiru o kilkanaście minut. Malfoy tego nie zrobił, nikt tego nie zrobił w jego sali oprócz tej młodej gryfonki. Po pokrojeniu wszystkich składników wstawiła kociołek pod ogień mocniejszy. Uśmiechnęła się widząc jak zaczyna woda bulgotać, podniosła wzrok i spojrzała na Snape'a, który dawno nie widział takiego wzroku, a ostatni raz kiedy i on zaczynał przygodę z eliksirami. Widział tę fascynację i miłość do tego co się uwielbia ponad wszystko.
Zamieszała wodę zostawiając pod wpływem magii chochlę, która przez cały czas mieszała w kociołku, a ona wrzucała składniki w odpowiednich proporcjach i co kilka minut. Nie dodała tylko piołunu od razu, odczekała 10 minut i dodała i jego. Największym plusem co zauważył Severus byłazaczarowana chochla, która mieszała non stop w kociołku kiedy tylko dodawała składniki. Większość mieszała tylko przy dodaniu i koniec, u niej była ciągłość. Dlatego przelała eliksir do fiolki i zakorkowała ją kończąc pracę, lecz nie zgłosiła nic profesorowi, wiedziała dobrze, że obserwował ją jak i innych. Odłożyła fiolkę na róg stolika i zaczęła sprzątać stanowisko swojej pracy. Malfoy po 30 minutach, również skończył swój eliksir wlewając go do fiolki i dając na biurko nauczyciela.
- Skończyłem, profesorze. - wyszczerzył się wiedząc, że zgarnął dla ich domu 50 punktów.
- Niech to! - jęknęła Granger.
O'Conell odłożyła nóż, którym kroiła kiedy już posprzątała wszystko i przysunęła z powrotem swoje krzesło by usiąść.
- Koniec! - krzyknął Snape. - Mamy zwycięzce.
Wszyscy spojrzeli z pogardą na Malfoy'a ze strony gryfonów, zaś ślizgoni szczerzyli się jak ich kapitan.Snape wiedział, że nie może przydzielić punktów od tak, w końcu to Gryffindor.
- Pan Malfoy zrobił dobry wywar i oddał jako pierwszy, ale panna O'Conell zrobiła pierwsza jakiś czas temu. Tyle, że tak guzdrała się z oddaniem sprzątając swój śmietnik, że punkty zostaną podzielone po połowie. - machnął dłonią dodając im punkty na główną tablicę, która wisiała w Wielkiej Sali i każdy mógł zobaczyć jak zmieniają się wyniki. Wszyscy byli zaskoczeni tym obrotem sprawy, nikt nie odezwał się tylko przenosili wzrok z profesora na Draco i Milagros.
- Chyba wyraziłem się jasno i nie muszę się powtarzać! Koniec lekcji, nie stójcie jak osły! - warknął i wszyscy biegiem zaczęli wychodzić z sali by znaleźć się jak najdalej stąd.
Dziewczyna podniosła się powoli ze swojego stanowiska pracy i podeszła do biurka nauczyciela. 
- Skąd taka umiejętność, panno O'Conell? 
- Tajemnica, profesorze. - uśmiechnęła się smutno i położyła swój flakonik na jego biurku skinąwszy głową i patrząc po chwili na niego z powagą, odwróciła się wychodząc z sali. 
Musiał przyznać, że miała talent i umiejętności, postawę prawidłową do warzenia eliksirów, wiedzę posiadała, ale wiele pracy ją czekało, aby zostać świetną Mistrzynią Eliksirów, podejrzewał, że jak skupi się na pracy, może przebić i jego, ale czas był potrzebny, aby odkryć w niej wiele talentu, który był schowany pod jej skórą. Będzie mógł go wyciągnąć na praktykach, dowieść, że cierpliwość, która jest potrzebna i mocny charakter to klucz do sukcesu, a czas pokaże, czy ona to posiada.
Zobaczymy - pomyślał.

09 kwietnia 2016

Rozdział 4

Powiem tak, dawno mnie nie było, ale nie miałam weny na poprawę rozdziałów, ale znów za to się wzięłam, może dlatego, że mam obowiązki na studia, a najlepiej wtedy nie interesować się studiami tylko robić coś innego, w tym wypadku u mnie zająć się blogami i opowiadaniami. Dlatego kilka rozdziałów się pojawi, bo moje natchnienie wróciło. Bety brak, w sumie nie miałam czasu aby jej szukać, ale gdyby ktoś chciał się podjąć betowania - zapraszam.
 
 
 
 
- Mamy wspólny pokój. - krzyknęła Brown.
Ciemnowłosa dziewczyna weszła do pomieszczenia tylko kręcąc głową. Nie była zbytnio zadowolona z tego, że miała dzielić z kimś pokój. W ostatniej szkole, w której uczęszczała tak właśnie było, każdy posiadał własną kwaterę, ale widocznie w tym miejscu nie mogła liczyć na przyjemny spokój w swoim towarzystwie. Razem z Brown i Hermioną zajmowały wspólnie jeden trzyosobowy pokój. Milagros biorąc głęboki oddech machnęła różdżką i zaczęła się rozpakowywać. Po chwili opadła na łóżko krzywiąc się z powodu uczucia twardego materaca. Rozejrzała się uważnie po kolorach jakie królowały na jej pościeli i westchnęła podrywając się szybko do pozycji stojącej by zaraz pomachać różdżką i pozmieniać wszystko tak, aby czuła się dobrze. Wcześniejsze kolory pomarańczowe i czerwone zniknęły i zamieniły się w grafit i zieleń. Baldachim i zasłony stały się czarne, a pościel w odcieni jasnego grafitu wpadający w delikatną zieleń. Przymrużyła oczy uśmiechając się w zadowoleniu, taki wystrój od razu jej się podobał. Miała tylko jedno "ale", ale z tym jakoś sobie poradzi.
- Mało wygodne łóżka. - stwierdziła.
- Przyzwyczaisz się. - uśmiechnęła się do niej Hermiona, która kończyła chować ubrania do szafy i postawiła zdjęcie swoich rodziców na szafce nocnej.
Młoda czarownica wciągnęła cicho powietrze i przyglądała się zdjęciu, gdzie dwójka starszych osób po czterdziestce w białych fartuchach machali do fotografa. Milagros kątem oka spojrzała na swoją walizkę i siadając ponownie na łóżku wyciągnęła mały prostokącik obity w ramkę. Było to zdjęcie jej rodziców. Wspomnienia w jej głowie od razu odżyły, zdjęcie było zrobione w ostatnie ich wspólne Boże Narodzenie. Pamiętała dobrze jak wiele śniegu nasypało wtedy i ganiali się z ojcem po dworze, a mama dziewczyny stała na ganku i śmiała się w głos widząc ich wywijasy. Uśmiechnęła się do zdjęcia, pamiętała jak tata ją złapał i rzucił do zaspy, a później lepili bałwana, który miał garnek i węgielki na sobie pod koniec całości. Właśnie jej rodzice byli na zdjęciu lepiąc bałwana, gdy nagle odwracali się do obiektywu uśmiechając się szeroko by zaraz rzucić kulką śnieżną.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że siedzi nie ruszając się i nieobecnym wzrokiem wpatruje się w zdjęcie. Nie poczuła kiedy obok niej przysiadła się Hermiona.
- To twoi rodzice? - zapytała szeptem.
Milagros poczuła jak jej wszystkie mięśnie spięły się w całym ciele. Przymknęła na moment oczy by się uspokoić i odłożyć zdjęcie na szafkę. Nie cierpiała pokazywać swoich słabości, a na pewno nie tym, którzy nawet tego nie zrozumieją.
- Tak. - warknęła w stronę dziewczyny i podniosła się z łóżka spoglądając na błonia z okna ich dormitorium.
Nie zważając na dziewczyny weszła po chwili do łazienki. Oparła się o umywalkę i biorąc kilka głębszych wdechów uspokoiła się w końcu. Choć minęło trochę czasu od śmierci jej rodziców, O'Conell nie umiała się jeszcze pozbierać po tej stracie, a tym bardziej rozmawiać o nich. Rozebrała się szybko i weszła pod prysznic. Puściła ciepłą wodę i delektowała się przyjemnym strumieniem, który pieścił jej ciało, zapominając gdzie jest i po co. Nagle z jej rozmyślań obudził jednostajny głośny łomot. Ktoś się dobijał do łazienki.
- Milagros! Nie jesteś sama! - głos Granger donosił się zza kabiny i drzwi.
- A szkoda. - mruknęła czarnowłosa pod nosem.
Zakręciła wodę i wyszła z pod prysznica. Wytarła się do sucha i założyła na siebie czarne krótkie spodenki i ciemnozielony podkoszulek na ramiączkach. Wysuszyła włosy i uśmiechnęła się na widok prostych kruczoczarnych włosów. Nigdy nie miała z nimi problemów, zawsze układały się tak jak tylko chciała. Kiedy otworzyła drzwi i przed nią stała Hermiona, nie mogła tego samego powiedzieć o dziewczynie. Jej bujna czupryna była we wszystkie strony i loki kręciły się tam gdzie tylko chciały.
- Wolna. - mruknęła i wyminęła czarownicę by zaraz rzucić się na łóżko.
Lavender podeszła do dziewczyny z pergaminem podając jej.
- Twój plan lekcji.
- Każdy ma inny plan. - zapytała z zaciekawieniem.
W ostatniej klasie to tylko od nas zależy co chcemy dalej robić i wybieramy przedmioty te, które nas interesują i są potrzebne - uśmiechnęła się - Z nich będziesz miała OWT-emy.
Ciemnowłosa spojrzała na nią zaskoczona, nikt jej nic nie mówił i w sumie nie wiedziała co chciała dalej robić. Spojrzała uważnie na swój plan, dużo przedmiotów nie miała, ale po wiele godzin. Transmutacja, Eliksiry, Numerologia, Zielarstwo, Obrona Przed Czarną Magią, Zaklęcia i uroki, Astronomia, Historia Magii. Gwiazdka pod planem zaskoczyła czarownicę, miała praktyki z profesorem Snapem. Lavender zajrzała jej przez ramię i w zaskoczeniu aż krzyknęła. 
- Wow. Chcesz zostać Mistrzynią Eliksirów? 
Milagros wpatrywała się w osłupieniu w kartkę nie wiedząc co począć. Kiedyś takie właśnie miała plany. Zostać najlepszą Mistrzynią Eliksirów i pokazać, że będzie lepsza od ojca i innych, a przede wszystkim udowodnić, że kobieta również może nią zostać. Od 150 lat nie była żadnej po Ksenofobii Percen. Dziewczyna po śmierci rodziców przestała interesować się eliksirami i nowymi rzeczami związanymi z nimi. A jej dziadkowie wybrali za nią co będzie robić i na jakie studia pójdzie. Cztery lata studiów w jakimś państwie, gdzie są najlepsze Uniwersytety. Paryż, Madryt i Moskwa. Do każdego jest ciężko trafić. 
- A ty kim zostaniesz po szkole? - zmieniła temat O'Conell, aby nie skupiać się na swoim "co później". 
- Auror. Myślę, że tak, że zostanę aurorem. 
Ciemnowłosa skinęła tylko głową i spojrzała przez okno na księżyc, który był w pełni. Po jakiejś chwili do pokoju z łazienki weszła Hermiona. Milagros spojrzała na nią uważnie i odezwała się po chwili. 
- A ty? 
- Co ja? - zdezorientowana dziewczyna spojrzała wielkimi czekoladowymi oczami na nią. 
- Co będziesz robić po szkole? 
- Chcę zostać uzdrowicielką. Mam praktyki u profesor Pomfrey w skrzydle szpitalnym. - odpowiedziała entuzjastycznie. - A ty Milagros?
- Nie zastanawiałam się nad tym, ale moi dziadkowie jednak wybrali za mnie, że najlepiej jak zostanę Mistrzynią Eliksirów. 
Hermiona zatrzymała się na środku dormitorium i wpatrywała się z szeroko otwartymi oczami w dziewczynę. 
- Mówisz poważnie? Będziesz mieć.. Masz praktyki u Snape'a.
Skinęła tylko głową i schowała się pod kołdrą opadając na poduszki i przymykając oczy. Nie pamiętała kiedy zasnęła, czy Lavender jeszcze była w łazience, czy już z niej wyszła.




Dziewczyna szła przez zieloną polanę objęta ciemnością nocy. Rozglądając się dookoła nic nie było widać, nawet czubka nosa. Lekki wiatr pieścił jej włosy rozrzucając je do tyłu. Nagle słychać w oddali szept. 
- Milagros.. - dziewczyna zatrzymała się nagle uważnie słuchając. 
Choć jej wzrok nie widział co jest przed nią, za nią, czy wokoło. Nie wyczuwała w okolicy żadnego ruchu, a tym bardziej jakieś światło, które mogło zdradzić położenie kogoś kto na pewno znajdował się w pobliżu. Mogła nie widzieć, ale czuła obecność czegoś w oddali. Ten głos, który szeptał przed chwilą jej imię, wydawał się znajomy, już gdzieś go słyszała. Czy to było już we śnie? Tego nie mogła sobie przypomnieć. Widziała na niebie lekki zarys drzew, więc niedaleko znajdował się las. Ruszyła w kierunku owych drzew, gdy nagle znów usłyszała.
- Milagros.. Chodź do mnie.. - przekrzywiła głowę jakby chciała lepiej usłyszeć i wiedzieć skąd ten głos był. Wydawało jej się, że między drzewami. Nie wiedziała ile szła, ale nagle znalazła się na mniejszej polanie, gdzie było kilka kamieni, głazów, a na środku paliło się ognisko. Zakapturzona postać stała do niej tyłem i ogrzewała się przy palenisku. Powoli zaczęła iść w stronę postaci zastanawiając się czy może w tym lesie się zgubiła. 
- Nie, nie zgubiłem się. - mężczyzna, który wypowiedział te słowa odwrócił się nagle do niej z wrednym uśmieszkiem na twarzy. 
Dziewczyna aż zachłysnęła się powietrzem, gdy dotarło do niej kto przed nią stoi. Chciała się ruszyć jakoś zareagować, ale nie mogła nic zrobić. Wpatrywała się w czerwone oczy, które z triumfalnym spojrzeniem patrzyły na nią. 
- Jak łatwo było cię tu zwieść. - Lord Voldemort zaczął głośnym donośnym, ale zimnym głosem się śmiać. - Nie wiedziałem, że tak łatwo mi z tobą pójdzie. - zbliżył się do czarnowłosej, która nadal stała w osłupieniu.
- Czego chcesz? - wydusiła w końcu z siebie. 
- Zemsty O'Conell, zemsty. - wyszeptał złowrogo patrząc prosto w jej oczy będąc parę centymetrów od nich. 
- Nie dostaniesz tego czego chcesz.
- Czyżby? - jadowity uśmiech wpełzł na jego twarz. - Ja zawsze dostaję to czego chcę. 
- Ty nie żyjesz, nie jesteś prawdziwy, to tylko sen. Jesteś śmieciem, nieżyjącym dupkiem.. - skończywszy zdanie opluła mężczyznę stojącego przed nią. 
W czerwonych oczach zapaliły się ogniki. Rzucił się na nią. Złapał swoją zimną dłonią za jej szyję i mocniej ścisnął czując satysfakcję kiedy zaczęła się dławić. 
- Uważałbym O'Conell. - wycedził sycząc przez zęby puszczając ją po chwili. 
Dziewczyna opadła na kolana masując szyję i w myślach powtarzając jak mantrę, że to tylko koszmar. 
- Może  i nie żyję, a może powstałem z grobu. - zaśmiał się szyderczo. - Któż to teraz wie? Może to tylko wymysł twojej chorej wyobraźni? - uśmiechnął się gorzko. 
Podniosła w końcu wzrok na mężczyznę, który stał niedaleko niej. 
- Będę cię od czasu do czasu odwiedzał, aby przypomnieć o sobie i mojej zemście. Zniszczę to wszystko. - warknął ogarniając dłonią całą polanę. 
- Nie zniszczysz. - wstała na równe nogi. 
- Już zacząłem parę lat temu. - Milagros nie wytrzymując chciała zaatakować go magią bezróżdżkową, lecz on bez mrugnięcia okiem odbił czar. 
- Cwana jesteś. - podniósł rękę, a dziewczyna zaczęła wić się w bólu. 
Łzy wypełniły jej oczy, ale żadna nie spłynęła po policzkach. Voldemort podszedł do niej kiedy opuścił dłoń opadła na kolana na ziemię. Złapał ją mocno za włosy i podniósł tak, aby mogła na niego patrzeć. Jęknęła cicho z bólu. 
- Zabiorę ci wszystko co kochasz, co pragniesz, aż w końcu przyjdzie na ciebie kolej. Twoja rodzina zabrała mi wiele jak i Potter. Teraz czas na was. Na razie kochana, pocierpisz trochę inaczej. - liznął jej policzek kleistym swoim językiem. 
Czarnowłosa z obrzydzenia skwasiła się na sam dotyk zimnego języka. 
- Do zobaczenia ponownie. - szepnął na odchodnym.

Nagle wszystko zniknęło. Dziewczyna ciężko dysząc przez krótki moment nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Jednak po paru głębszych wdechach i uspokojeniu się poznała gdzie jest.
- To tylko sen. - wyszeptała.
Przypomniawszy sobie jak się skończył, wytarła dłonią szybko swój policzek. Ohyda - pomyślała. Skierowała się szybko do łazienki. Opłukała twarz, w lustrze tylko zobaczyła jakie ma lekko podkrążone oczy i jest strasznie blada. Miała wrażenie jakby to wszystko działo się naprawdę. Jakby to wcale nie był sen. Opłukała jeszcze raz twarz i spojrzała na zegarek. Była dopiero 5.50. Przebrała się w dresy i postanowiła ochłonąć na świeżym powietrzu i tak nie opłacało jej się kłaść spać, bo i tak by nie zasnęła.

W tym samym prawie czasie w lochach pewien stukot do drzwi sypialni obudził mężczyznę. Severus Snape otworzył jedno oko patrząc na zegarek przy jego łóżku stwierdził, że jest dopiero po piątej rano. Do jasnej cholery! Podniósł się na łokciach, ale stukot był głośniejszy niż wcześniej. Otworzył w końcu szeroko drzwi, a do jego sypialni wleciała sowa, która musiała tutaj trafić najprawdopodobniej przez kominek. Ptak zaczął latać po całej sypialni, gdy w końcu wylądował na biurku pod ścianą i patrząc na mężczyznę wyciągnął nóżkę w jego stronę, gdzie znajdował się list. Severus kiedy wziął list do ręki i otworzył, nie musiał patrzeć kto się podpisał, poznał po charakterze pisma.

Severusie
Wiem, że pewnie będziesz niezadowolony z faktu, który zaraz w dalszej części listu napiszę. Ale jesteś jedynym mi znanym Mistrzem Eliksirów, który jest w stanie pomóc w pewnej misji, która odbędzie się za kilka miesięcy. Doszliśmy z Albusem do porozumienia, by wcześniej dać tobie tą informację. Wyruszysz do naszego wspólnego znajomego, potrzebny nam jest jeden eliksir, który tylko on ma. Więcej informacji dowiesz się, gdy spotkamy się w trójkę w moim gabinecie wieczorem. 
Minerwa McGonagall



Severus wpatrywał się w pergamin by po chwili go zgnieść i wyrzucić w kąt pokoju. Miał nadzieję, że po pokonaniu Czarnego Pana nie będzie już musiał bawić się w jakiekolwiek misje, tylko zostanie całkowitym postrachem Hogwartu. A tu martwy Dumbledore znów wymyśla jakieś ciekawe misje.
Mężczyzna ubrał ciemne dresy i nie kładł się spać tylko ruszył na błonia rozprostować swoje kości i sprawdzić jak jego kondycja wygląda. Bieganie uspokajało go jak gra na fortepianie. Po pewnym czasie usiadł pod swoim ulubionym drzewem i uspokajając oddech wpatrywał się w spokojną taflę jeziora. Po chwili w oddali zobaczył zbliżającą się ciemną sylwetkę. Poznał ją dopiero po chwili kiedy się zbliżyła. Milagros O'Conell. Czyżby nie mogła spać? Czy utrzymuje figurę i kondycję? - pomyślał. Biegła do drzewa, które znajdowało się od tego co siedział parę metrów. Przyspieszyła i skoczyła na nie odbijając się i robiąc salto do tyłu. Ledwo jej się udało wylądować na dwóch nogach, delikatnie się zachwiała. Dziewczyna po chwili zaczęła się rozciągać by zaraz oprzeć się o drzewo i wpatrując się w jezioro próbowała uspokoić swój oddech. Ściągnęła kaptur, który miała na głowie i wytarła rękawem pot z czoła. Zamknęła oczy kręcąc głową dla rozluźnienia na boki. Jej rysy twarzy były wyraziste co od razu zauważył Mistrz Eliksirów. Była młoda i piękna. Z daleka można było widzieć jak jej skóra dość blada zaczynała błyszczeć przy wschodzącym słońcu. Wpatrywał się w nią dość intensywnym wzrokiem dopóki nie skarcił się w duchu, że zachowuje się jak stary zboczeniec. Dopiero po chwili zauważył, że dziewczyna patrzy w jego kierunku. Kiwnęła mu nieznacznie głową, co odwzajemnił Snape. Nie odwracali od siebie wzroku dopóki nie spojrzała na zegarek, który założyła, gdy wychodziła na błonia. Uśmiechnęła się do siebie kącikiem ust i spoglądając jeszcze raz na profesora. Jej wzrok był czysty nic nie wyrażający, jakby Severus spoglądał w lustro. Rozluźnił się, dziwna aura znów ich otaczała. Dziewczyna założyła kaptur z powrotem i pobiegła w stronę zamku. Godzina wskazywała, że jest kilka minut po 7. O ósmej zaczynały się lekcje. Mistrz Eliksirów miał z trzecim rokiem puchonów i krukonów zajęcia na dzień dobry. Podniósł się otrzepując się z ziemi i ruszył do zamku. Wszedł do swoich komnat by wziąć szybki prysznic i zdążyć na krótkie śniadanie w Wielkiej Sali.

Milagros O'Conell wzięła szybki prysznic po porannym bieganiu. Ubrała czarne bojówki, które miały duże kieszenie na kolanach po bokach. Do tego założyła białą koszulę, która na plecach miała czarne wzory. Wyszła po chwili i dopiero teraz postrzegła, że w pokoju jest tylko Hermiona, która smacznie spała. Czarnowłosa uśmiechnęła się do siebie i machnęła różdżką by rozsunęły się zasłony od łóżka. Przy uchu śpiącej dziewczyny pojawiła się trąbka. Pstryknęła po chwili palcami i nagle w dormitorium rozległy się głośne trąbienia. Granger spadła z impetem z łóżka.
- Co się dzieje?!
Mili pstryknęła znów palcami i dźwięk ucichł. Stała przy drzwiach z wrednym uśmieszkiem. Gryfonka podniosła się z podłogi otrzepując się z niewidocznego kurzu i usiadła na swoim łóżku.
- Jest już po siódmej. - zaśmiała się O'Conell.
Brązowowłosa wyglądała jak śpiąca, ale pełna wielkich oczu, które powoli się przebudzały.
- Ja zaczynam od dziewiątej. - pokręciła wściekle głową.
- To na razie. - machnęła dłonią O'Conell i wyszła z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym napotkała siedzących na kanapie Pottera z młodą Wesley'ówną. Nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi i wpatrywała się uważnie w sytuację, która rozgrywała się przy samym kominku. Ron rozmawiał, a bardziej krzyczał na dziewczynę stojącą przed nim. Nie był to kto inny jak Lavender.
- Przestań, już! Mówiłem coś na ten temat.. - krzyczał rudzielec.
Milagros wyminęła ich tylko mrużąc oczy i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie. Kiedy znalazła się na korytarzu, który prowadził do pomieszczenia, nie zwróciła uwagi, że szedł za nią Severus Snape powiewając swoimi czarnymi szatami. Zwolnił kiedy zobaczył, że przed wejściem stoi Draco, który ewidentnie czekał na kogoś. Obserwował jak młoda dziewczyna podchodzi do ślizgona.
- Cześć! - krzyknął na jej widok blondyn.
- Hej. - podeszła o niego całując go w policzek.
Snape uniósł brew w zaskoczeniu, najwidoczniej jego chrześniak poznał wcześniej dziewczynę niż w pociągu co wskazywało ich zachowanie.
- Jak pierwsza noc w nowym miejscu? - zapytał otwierając drzwi do Wielkiej Sali.
Milagros na wspomnienie swojego sny skrzywiła się i mimochodem wytarła policzek jakby ponownie czuła na nim ślinę Voldemorta. Czując nie przyjemne ciarki na plecach tylko pokręciła głową zakładając maskę obojętności i wzruszyła ramionami.
- Bywało lepiej.
Snape podążył za nimi, nie umknął mu fakt, że gryfonka zachowywała się dziwnie, ale może faktycznie pomyślał, iż nowe miejsce tak na nią działa i musi się ze wszystkim oswoić. Wszedł zaraz za nimi do sali otwierając drzwi z hukiem. Wszyscy nagle ucichli przy stołach kiedy postrach Hogwartu szedł środkiem do stołu nauczycielskiego. Na przywitanie bąknął coś pod nosem podobnego do "dzień dobry" i usiadł na swoim miejscu. Nakładając na swój talerz jedzenie obserwował co się dzieje na sali, a tym bardziej dwójkę idących powoli między stołami.
- Może dosiądziesz się do nas? - Draco wskazał stolik ślizgonów.
- Z chęcią. - uśmiechnęła się i spojrzała na stół jej domu, od razu zauważyła siedzącego przy nim chłopaka, który przywitał się z nią po uczcie. - Ale może innym razem.
Blondyn uśmiechnął się porozumiewawczo i poszedł do swojego stolika, a dziewczyna ruszyła do swojego. Snape widząc dłoń wcześniej Milagros na ramieniu jego chrześniaka przed tym jak każde rozeszło się do swojego stolika, skrzywił się tylko kręcąc głową.
- Nie smakuje ci? - spytała Minerwa.
- Za mało mięsa dzieci. - odwarknął i dalej zajadał się pieczenią.
Czarnowłosa usiadła koło Toma z małym uśmiechem na ustach.
- Cześć. - przywitała się.
- Cześć. - szatyn widząc dziewczynę rozpromienił się od razu. - Co masz pierwsze?
- Numerologię. - odpowiedziała nakładając jajecznicę na talerz.
- My też. - kiwnął do siedzących na przeciw chłopaków. - To jest Dean i Seamus.
- Cześć. - skinęła im czarnowłosa, zaś oni tylko pomachali uśmiechając się i po chwili dalej zabrali się za jedzenie śniadania.
- I jak się czujesz w nowym miejscu? - zagadnął Tom.
- Na razie nie wiem, jestem drugi dzień.
- Racja. - roześmiał się głośno.
Nagle do sali wpadł Ron Wesley, a za nim dreptała prawie depcząc mu po piętach Lavender. Chłopak był cały czerwony na twarzy i strasznie gestykulował. Dopiero po chwili jak podeszli bliżej w stronę stołu gryfonów było słyszeć co chłopak wypowiada do młodej kobiety.
- Już ci powiedziałem, że nic między nami nie maa! Jesteś jak.. - opadł na ławę koło Milagros. - Jak jakaś pełzająca larwa! Uczepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona! Odczep się!
Blondynka wpatrywała się błagalnym wzrokiem w chłopaka mając oczy jak spodki i pełne łez.
- Ron, ale.. - nie dał jej dokończyć.
- Przestań! Nie chce nic słyszeć! Jesteś dla mnie nikim, jakąś kretynką!
Milagros podniosła się ze swojego miejsca, zwęziła brwi i piorunującym wzrokiem patrzyła na rudzielca.
- Chyba przesadzasz. - powiedziała.
- Nie wtrącaj się! - krzyknął na nią.
O'Conell złapała go za koszulę i podniosła. Ronald był sporo wyższy od niej i przede wszystkim potężniejszy, więc nie jednego na Wielkiej Sali to zdziwiło. Sam Wesley wpatrywał się w dziewczynę w zaskoczeniu. W tym czasie McGonagall nachylił się do Snape, by powiedzieć, aby to przerwać, lecz Severus tylko uniósł dłoń i szepnął w jej kierunku.
- Poczekajmy - w jego oczach można było wyczytać zaciekawienie tym co działo się przy stole Gryffindoru.
- Nieważne czy jej nie cierpisz, czy ją kochasz, czy może całkiem co innego. Jest kobietą, a ty facetem, więc należy się jej szacunek. Każdy mężczyzna o tym wie.
- Przyglądając się z bliska nie jest podobna do kobiety - spojrzał na Lavender. - Tylko na jakąś krowę.
- Ty nie jesteś mężczyzną, tylko jakimś gówniarzem, który uważa się za dorosłego. Przeproś ją.
- A jeśli nie to co mi zrobisz?
Milagros puściła go i wpatrywała się w chłopaka nieustannie. Z powagą i opanowaniem na twarzy lecz z mordem w oczach, zaś Wesley z obrzydzeniem, że musiałby przeprosić Lavender. Czarnowłosa wyciągnęła różdżkę, Ron lekko się cofnął. McGonagall wstała by już głośniej coś powiedzieć i zatrzymać dziewczynę.
- Zaczekaj, nic się nie wydarzy strasznego. - Snape uspokajał swoją koleżankę z pracy.
Zastanawiał się co ta dziewczyna wymyśli, w końcu niewolno używać magii na innych uczniach chyba, że nikt nie widzi, ale przecież tutaj była cała sala zapełniona prawie i świadkowie by byli bez dwóch zdań. Milagros położyła różdżkę na stole, aby nikt nie mówił, że chce rzucić jakąś klątwą w chłopaka. McGonagall odetchnęła z ulgą widząc ten gest, Wesley poczuł się pewniej, a Snape unosząc brew zastanawiał się co ta dziewczyna knuje.
- Różdżka nie będzie mi potrzebna. - wycedziła przez zęby. - Przeprosisz?
- Nie mam ochoty - odpowiedział pewniejszym głosem, gdy różdżka znalazła się z dala zasięgu czarnowłosej.
- Dobrze. - Milagros przeszła przez ławkę, aby stanąć obok zapłakanej Brown.
Cała sala wpatrywała się w to co się dzieje przy stole Gryffindoru. Myśleli, że to już koniec przedstawienia, gdy czarnowłosa odwróciła się bokiem lecz nagle wróciła do wcześniejszej pozycji i z całej siły uderzyła pięścią chłopaka w nos. Ron wpadł pod stół trzymając się za krwawiący nos.
- Złamałaś mi nos!
- Ciesz się, że tylko nos. - powiedziała drwiącym głosem chowając swoją różdżkę do kieszeni spodni.
Przy stole Slytherinu było słychać okrzyki i wiwaty, a nawet oklaski. Inne domy były w tak wielkim szoku, że wpatrywali się tylko w stół domu lwa nie mówiąc nic głośno tylko szepcząc po kątach. Na widok krwawiącego Wesleya, na ustach Snape'a pojawił się szyderczy uśmiech. Za to McGonagall sparaliżowała wzrokiem ślizgonów, którzy szybko się uciszyli lecz nikomu z buźki nie schodził uśmiech zadowolenia. Podeszła do stołu gryfonów z powagą wypisaną na twarzy.
- Panie Smith, proszę zabrać pana Wesleya do Skrzydła Szpitalnego, niech się nim zajmie pani Pomfrey.
- Tak jest. - Tom szybki się zerwał i podniósł Rona, szybkim krokiem wyszli z sali.
- Panno O'Conell proszę za mną.
Milagros skierowała się za dyrektorką, kiedy mijała stół ślizgonów z wielkim uśmieszkiem Draco pokazał jej gest zwycięstwa. Czarnowłosa tylko parsknęła pod nosem kręcąc głową. McGonagall spojrzała na nią piorunującym wzrokiem. Kiedy weszła z nią do bocznego pomieszczenia od sali, zauważyła, że jest to samo co wtedy kiedy wybierała jej Tiara Przydziału, gdzie trafi do domu. Tyle, że pomieszczenie było puste prócz kilku stołów i ław. I czekał na nich sam Severus Snape. Patrzyli na młodą dziewczynę we dwoje, która stała z poważnym wyrazem twarzy lecz iskierkami rozbawienia na twarzy.

 

25 stycznia 2016

Rozdział 3

Nadal nie mogę się pozbierać po tym co się wydarzyło 14 stycznia. Podejrzewam, że Wy również. Najwspanialszy aktor odszedł, który swoim głosem potrafił wzbudzić ciarki na moim ciele, a Jego role przejdą do historii, jak On sam. Naprawdę zbyt dobrzy aktorzy odchodzą tam na drugą stronę, czyżby i Ten tam też potrzebował do sztuki wybitnych ludzi? Ale mógłby się powstrzymać. 

Bety nadal brak, więc za jakiekolwiek błędy przepraszam. I możecie mi powiedzieć, gdzie mam ustawić w ustawieniach, aby na dole mojego bloga było coś takiego jak "starsze posty" "nowszy post". Na innych moich blogach mam coś takiego, a tutaj nie i tak się zastanawiam od czego to zależy, bo nie mam pojęcia. Gdyby był ktoś tak dobry i mi to wytłumaczył. 
Pozdrawiam i zapraszam do czytania. 



Dwie kobiety weszły do małego pomieszczenia, które było oświetlone tylko przez kilkanaście świeczek lewitujących pod sufitem. Na środku pokoju stał owalny stół, a na nim leżała Tiara Przydziału. Młoda dziewczyna rozejrzała się dookoła przyglądając się każdemu z nauczycieli znajdującemu się oprócz niej i dyrektorki w tym pomieszczeniu. Mały profesorek z okularami na nosie uśmiechał się do niej krzepiąco i kiwał się na piętach trzymając dłoń w kieszeni fraka. Dość tęga kobieta w zielonych szatach, która miała dłonie delikatnie pobrudzone ziemią przypatrywała się Milagros ze słodkim uśmiechem, co od razu wydawało się jej zbyt słodkie. Wolała powściągliwość w emocjach, dlatego sama przybierała często maskę. Nie zauważyła w cieniu schowanej postaci, która opierała się o regał z książkami i bacznie jej się przyglądała odkąd tutaj weszła. Severus Snape, Mistrz Eliksirów kiedy przemierzał korytarze Hogwartu usłyszał wielokrotnie, że jakaś ładna dziewczyna przybyła do szkoły. Musiał sam przyznać, że dziewczyna choć zbyt blada, była bardzo ładną młodą niewiastą, która mogła się pochwalić swoim ciałem. Zachowuje się jak zboczeniec - pomyślał.
- To jest panna O'Conell. - odezwała się Minerwa, która spojrzała na każdego z nauczycieli, którzy tutaj byli w pomieszczeniu.
Milagros wyprostowała się widząc, że jakiś duch zbliża się do niej. Przez chwilę nie miała pojęcia kto to jest, ale kiedy się zbliżył od razu go poznała. Pamiętała dobrze jak wielokrotnie mężczyzna odwiedzał jej rodziców i dziadków. Znała go bardzo dobrze. Uniosła brew do góry w zdziwieniu, bo nie miała pojęcia, że ten czarodziej nie żyje. Nie sądziła, że zginął w bitwie i teraz snuje się jako duch po szkole.
- Witam. - uśmiechnął się do niej ciepło.
- Miło mi pana widzieć, panie Dumbledore. - skinęła głową i kącikami ust uśmiechnęła się. Obserwowali się prze kilka chwil, Milagros czuła jak były dyrektor szkoły uważnie jej się przyglądał, jakby chciał coś z niej wyczytać, coś odnaleźć. Lekko się speszyła, ale nie dała sobie tego po sobie poznać. Była pewna, że gdyby żył teraz zaświeciły by mu się oczy nieznanym dla niej blaskiem, w końcu się odezwał.
- Jak się miewasz moje dziecko?
Czarnowłosa bardzo lubiła tego dziadka jak go nazywała, gdy była małą dziewczynką, zawsze oddawał jej całą paczkę dropsów i szedł do gabinetu z jej ojcem lub dziadkiem, zależne w którym domu aktualnie się znajdowali. Kiedy wychodził zawsze głaskał ją po głowie mówiąc "będzie z ciebie wyjątkowa czarownica", i znikał. Od śmierci rodziców nie widziała go, a może i pojawiał się w domu O'Conellów, ale nigdy go nie spotkała.
- Bywało lepiej. - pogrzebała w kieszeni spodni i wyciągnęła paczkę cukierków. - Może dropsa. - uniosła niewinnie brwi i uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny.
Dyrektor roześmiał się serdecznie na te słowa i kręcił głową. Mężczyzna schowany w cieniu również pokręcił głową i gdyby mógł to zaklął by, aby się pospieszyli w końcu nie mają całego dnia by tu sterczeć, ale siedział cicho. Jeszcze jego cierpliwość nie była na wykończeniu.
- Albusie możemy? - również zniecierpliwiona Minerwa spojrzała na dwójkę przed nią i wskazała dłonią na Tiarę.
- Tak oczywiście, wybacz Minerwo.
- Panno O'Conell teraz zostanie pani przydzielona do jednego z czterech domów. Nie chcemy zakłócać uczty, a po drugie pierwszoroczni mają zaszczyt przed ucztą jak co roku zostać przydzieleni przed wszystkimi.
Czarnowłosa skinęła tylko głową rozumiejąc dokładnie co przekazuje jej dyrektorka i podeszła do stołu, gdzie znajdowała się Tiara. Wydawało jej się, że kątem oka zauważyła w cieniu pomieszczenia jakiś ruch, ale nie przyglądała się zbytnio, gdyż McGonagall wzięła kapelusz w dłoń i zaraz miała założyć dziewczynie na głowę.
- Panno O'Co..
- Niech pani przestanie z tą O'Conell i panną. Mam imię, Milagros. - pokręciła zirytowana młoda czarownica głową, wpatrując się w kobietę. Nie lubiła jak każdy zwracał się do niej po nazwisku. Każdy spojrzał na nią zaskoczony, a Minerwa otworzyła usta i przez chwilę nie wiedziała co ma powiedzieć. Wygląda jakby ją z wody wyciągnęli - Severus nie omieszkał w swojej głowie od komentarza na to co miał przed oczami.
- Tak więc.. Milagros, włożę ci teraz na głowę Tiarę.
Dziewczyna wyprostowała się i przymknęła oczy czekając aż jej głowę dotknie Tiara. Snape zrobił dwa kroki bliżej wpatrując się uważnie w dziewczynę czekając na werdykt. Był bardzo ciekawy, do którego domu trafi. Po jej zachowaniu i po postawie podejrzewał, że może trafić do jego domu, ale wszystko mogło się wydarzyć.
- Chwila prawdy. - szepnęła czarnowłosa czując jak Tiara opada na jej głowę.
- Hm..Cóż.. Wielki upór i odwaga, to na pewno.. - zaczęła. - Inteligencji ci nie brakuje, talentu również, ale... Ale jest coś co mnie nie pokoi... - zamyśliła się przez moment. - Dobrze, niech będzie... Gryffindor!
- Co?! - Milagros zaskoczona wyborem Tiary złapała za nią i zrzuciła ze swojej głowy, rzucając ją na stół i patrząc na nią jakby była jakąś sklątką tylnowybuchową.
Wszyscy nauczyciele wpatrywali się w nią uważnie i w zaskoczeniu, oprócz Mistrza Eliksirów, który pod swoją maską obojętności nie wyrażał nic. Ale musiał przyznać, że odkąd uczy w Hogwarcie pierwszy raz widział takie zachowanie i niezadowolenie z wyboru domu.
- Nie podoba ci się wybór? - zapytał mały profesor dziewczynę.
- Oczywiście, że nie.
- To gdzie chciałabyś trafić. - zapytała McGonagall.
Dziewczyna wpatrywała się we wszystkich jak na idiotów. Przecież dla niej to było logiczne jaki tutaj jest najlepszy dom i miał swoją renomę na cały magiczny świat. I nie chodziło oto, że to ciemniejsza strona trafiała do tego domu, ale słyszała o nim i czytała, że od wielu lat uczniowie byli zadowoleni z Opiekuna Domu jak i całości.
- Oczywiście, że do Slytherinu. - wzruszyła ramionami jakby to było oczywiste na pierwszy rzut oka.
Snape wyprostował się i dobrze, że był w cieniu, bo przez chwilę można było zobaczyć na jego twarzy zaskoczenie, nie spodziewał się, że dziewczyna do jego domu chciała by trafić. Chociaż po jej zachowaniu, typowo ślizgońskim pasuje tam idealnie. Duch Dumbledora zatrzymał się obok McGonagall i razem z nią wpatrywali się w dziewczynę.
- Kto wyszedł na ludzi z Gryffindoru? - zapytała rozglądając się dookoła czekając na odpowiedź. Mistrz Eliksirów skinął głową, zastanawiał się od wielu lat o tym również.
- Ja byłam w Gryffindorze. - odezwała się obecna dyrektorka dumnym głosem. Dumbledore uśmiechnął się do niej i sam się odezwał. - Ja również.
- I o tym właśnie mówię. - przewróciła oczami i usłyszała za swoimi plecami kaszel, jakby ktoś powstrzymywał się od śmiechu. Odwróciła się i wtedy właśnie spojrzała na mężczyznę, który stał na granicy światła z cieniem. Zwęziła oczy przyglądając się mu uważnie. Kiedy się uspokoił i wyprostował ich spojrzenia się skrzyżowały. Czuła dziwny dreszcz na całym ciele. Nie dała oczywiście po sobie poznać, jej twarz wykazywała tylko minę zdziwienia i nic więcej, maska nadal założona. Severus Snape również poczuł coś dziwnego, ale nie dał po sobie poznać. Chciał spróbować wejść do jej myśli, ale powstrzymała go. Oczywiście zaskoczyło to jego i ją samą. Ktoś chciał wkraść się do jej umysłu, na szczęście jej ojciec uczył ją oklumencji i legilimencji, więc wiedziała jak zablokować przeciwnika lub podstawiać mu wymyślone obrazy. Zaś Mistrz Eliksirów zdziwił się, że tak młoda dziewczyna potrafi tak zaawansowaną magię. Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil, dopóki Minerwa nie chrząknęła i spojrzała na czarnowłosą.
- Niech będzie ten Gryffindor. - odwróciła się tyłem do mężczyzny i spojrzała uważnie na kobietę, nie zważała na to, że duch spoglądał z pod okularów na nią i na czarodzieja za nią bardzo intensywnym wzrokiem.
- Nie będziesz żałować. - odezwał się Dumbledore przybierając ponownie swój uśmiech na ustach. Skinął jej głową i przeleciał obok przechodząc przez ścianę. Nawet nie zauważyła kiedy w pomieszczeniu została sama z dyrektorką i tym mężczyzną, który chciał się jej wkraść do umysłu, albo jej się tylko wydawało.
- Milagros, chodź zaprowadzę cię do Wielkiej Sali. - podeszła do niej bliżej McGonagall. Dziewczyna cofnęła się o dwa kroki od niej i wzniosła dłonie do góry w obronnym geście.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Skinęła głową i odwróciła się kierując w stronę drzwi by wyjść z pomieszczenia. Spojrzała w lewo by móc przyjrzeć się jeszcze raz mężczyźnie i zwężając oczy mogła zobaczyć, że mężczyzna stojący pomiędzy światłem, a cieniem był wysoki, o orlim haczykowatym nosie, długich do ramion czarnych włosach i ciemnych oczach jak otchłań, wąskie usta, które wydawały się jakby były jedną kreską. Prawdopodobnie miał na sobie ciemne szaty, ale nie mogła tego stwierdzić, gdyż światło ledwo padało na jego resztę ciała oprócz twarzy. W końcu odwróciła od niego wzrok i wyszła na zewnątrz zostawiając dwójkę czarodziei.
Minerwa odetchnęła i oparła się o stół spoglądając w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze była dziewczyna.
- I co powiesz o niej? - odezwała się podnosząc wzrok na mężczyznę.
- Cóż.. - machnął dłonią w nieznanym kierunku. - 170 cm wzrostu, około 55 kg wagi, prawo ręczna.. - Minerwa przewróciła oczami, a Severus uśmiechnął się jadowicie. - Ciekawy przypadek.
- Myślisz, że coś z niej będzie?
- A co ma być? - odwrócił się w jej stronę patrząc na nią uważnie. - Kości dla psa? - spoglądał na nią w wyrazie "daj mi spokój kobieto".
- Severusie!
Mężczyzna złapał się za czubek nosa by po chwili wyprostować się i poprawić swoje mankiety i zwęził oczy by przez chwilę zastanowić się nad odpowiedzią, aby dyrektorka była usatysfakcjonowana i nie męczyła go więcej.
- Ciężki orzech do zgryzienia, ale wydaje mi się, że jeszcze nie jest za późno i będzie dobrą czarownicą. Chyba, że okaże się takim samym półgłówkiem jak trójka gryfonów, to Hogwart w końcu zakończy swój żywot w tym roku.
McGonagall miała ochotę nawrzeszczeć na Opiekuna Slytherinu, ale darowała sobie, to co chciała usłyszała, a wiedziała, że od tego mężczyzny usłyszeć jakikolwiek komplement jest darem Merlina. Najważniejsze, że dziewczyna choć zagubiona ma szansę wyjść na prostą i nie będzie zagłębiać się tam gdzie nie powinna.
- Dobrze, dobrze. Martwię się o nią. - westchnęła cicho.
- A o kogo nie. - warknął Mistrz Eliksirów próbując nie przewrócić oczami. - Po krótkiej obserwacji mogę stwierdzić, że jest doroślejsza od twoich trzech maskotek.
Kobieta odepchnęła się od stołu i wyprostowała mierząc wzrokiem Snape'a, który nawet nie przejmował się tym spojrzeniem, nawet nie drgnął. Nie należał do tych idiotów, którzy bali się wszystkiego co tylko przypominało wzrok bazyliszka.
- Poradzi sobie. - westchnął i wskazał dłonią drzwi. - A teraz chodźmy, w końcu uczta nie rozpocznie się bez dyrektorki.
- Tak, tak racja.
Dwójka nauczycieli wyszła w końcu z małego pomieszczenia i weszli bocznymi drzwiami dla nauczycieli do Wielkiej Sali. Severus od razu spostrzegł, że dziewczyna siedzi już u stołu Gryffindoru i to jeszcze obok Świętej Trójcy i ich znajomych. Usiadł na swoim miejscu obok Lupina i Minerwy i spoglądał od czasu do czasu na wszystkie stoły domów.

- Więc jesteś w Gryffindorze. - odezwała się do nowej dziewczyny Ginny uśmiechając się i przytulając się do okularnika.
- Na to wygląda. - stwierdziła czarnowłosa.
- Cieszę się, będziemy mogli się wszyscy lepiej poznać. - wyszczerzyła się Hermiona do dziewczyny nakładając sobie udko z kurczaka.
- Rewelacja naprawdę. - wymusiła uśmiech i rozejrzała się dookoła. - Długo trwa kolacja?
- To zależy. - wzruszył ramionami Ron.
- Świetnie. - rzuciła widelec na talerz i podparła się dłońmi obserwując całą salę uważnie.
Reszta tylko wzruszyła ramionami i wdali się sami w dyskusje. Dziewczyna spoglądała na każdy stół. Kiedy zauważyła Malfoya uśmiechnęła się do niego kiedy pomachał do niej. Nie umknął ten gest Mistrzowi Eliksirów, który uniósł tylko brew i zastanawiał się skąd ta dwójka się zna, bo widać było, że znają się bardzo dobrze. Musiał skończyć swoje rozmyślania, bo wyrwała go Minerwa mową na temat nowych planów. W tym momencie dziewczyna zaczęła się przyglądać każdemu nauczycielowi, który siedział przy stole. Od razu poznała tego małego nauczyciela, który wydawał się jej zabawny. Nie wiedziała czego uczył, ale zrobił na niej pozytywne wrażenie, może dlatego, że wcale się nie odzywał. Był to nie kto inny jak profesor Filius Flitwick, uczył Zaklęć i Uroków. Kolejna była kobieta, która również tam była. Podejrzewała, że musiała mieć coś związane z Zielarstwem, gdyż miała pobrudzone dłonie ziemią i przede wszystkim pachniała ziołami. Koło niej siedział bardzo duży mężczyzna, musiał być powiązany z olbrzymami. Na pierwszy rzut oka jak go obserwowała i widziała jak jego rękaw macza się w zupie, podejrzewała, że czarodziej ma swój sposób bycia. I każdy kto znał Hagrida wiedział, że tak właśnie jest. Następny był mężczyzna wychudzony, o kilku bliznach na twarzy, wydawał się czymś rozbawiony co mówiła dyrektorka, ale to mężczyzna obok niego zainteresował dziewczynę. Teraz mogła mu się bardziej przyjrzeć. Blada cera, ciemne wyglądające jak tłuste włosy. Jego mina mówiła, jakby nie chciał tutaj być i przede wszystkim ile jeszcze musi znajdować się w tej sali. Uśmiechnęła się mimowolnie i odwróciła się do ludzi siedzących przy stole.
- Kto to jest? - wskazała głową na Snape'a. Wszyscy zaskoczeni spojrzeli na nią, nie spodziewając się, że w ogóle przez całą ucztę dziewczyna się odezwie.
- Severus Snape, opiekun Slytherinu, Mistrz Eliksirów, uczy eliksirów w Hogwarcie. - odezwała się Hermiona.
- Tłustowłosy dupek, chamski, arogancki, wredny stary nietoperz. - rudzielec skrzywił się patrząc na mężczyznę.
- Ron! Gdyby nie on, ta wojna całkowicie inaczej by się zakończyła. - uderzyła w głowę brązowowłosa chłopaka.
- Snape, opiekun Slytherinu. - zamyśliła się Milagros spoglądając przez chwilę na Mistrza Eliksirów by zaraz przenieść wzrok na grupkę siedzącą przy niej.
- Kiedyś miał chrapkę na Obronę Przed Czarną Magią, chociaż znając go to nadal ma i chce wygryźć Remusa. - odezwał się Potter.
- Obrony teraz uczy Lupin, a Snape za nim nie przepada odkąd chodzili razem do szkoły. - mruknął Ron pod nosem nakładając sobie kolejne ciasto. Domyśliła się, że ten z bliznami na twarzy mężczyzna to właśnie Remus Lupin, gdyż Snape łypał na niego z pod przymrużonych powiek i widać, że miał ochotę utopić go w swojej zupie. 
- Wydaje się dziwny. - spojrzała na Wybrańca dziewczyna.
- Dziwny? Oj nie, on jest popieprzony. Cały czas przez niego mamy szlabany i odejmowane punkty.
- Osoba, która nie lubi Świętej Trójcy? - skinęła z aprobatą głową. - To ciekawe.
Wszyscy spojrzeli na nią, ale nie powiedzieli nic, tylko kończyli swój posiłek. Dziewczyna wzięła jabłko i ugryzła kiedy ktoś oznajmił, że koniec uczty.
- W końcu. - odsapnęła i podniosła się z ławy.
- Cześć, jestem Tom. Tom Smith. - usłyszała obok siebie głos jakiegoś chłopaka. Odwróciła się i spoglądała w szatyna o niebieskich oczach. Uśmiechał się do niej przyjaźnie i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Milagros O'Conell - uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się.
- Cześć Tom. - odezwała się Hermiona cała czerwona.
- Cześć. - chłopak odwrócił się do Harrego. - Jak tam wakacje Harry? Ćwiczyłeś latanie?
- Nie musiałem. - zaczęli się śmiać.
- Spotkamy się w Pokoju Wspólnym. Do zobaczenia. Naprawdę miło mi ciebie poznać, Milagros. - skinął głową i odszedł z grupką innych uczniów.
Ginny pogłaskała swoją przyjaciółkę, która wpatrywała się w oddalającego chłopaka maślanymi oczami.
- Ślepy. - mruknęła, a Hermiona tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno do rudej.
- Nie. Dałam mu kiedyś kosza i teraz mam za swoje. - westchnęła i ruszyła do wyjścia z Wesley'ówną.
Czarnowłosa odwróciła się do stołu nauczycielskiego, ale nikogo nie było oprócz dyrektorki, która rozmawiała z Dumbledorem. Nagle poczuła jak ktoś uderza ją w bark, miała już nawrzeszczeć, gdy chłopak stojący przed nią pierwszy się odezwał.
- Jak mogłaś?! - blondyn powstrzymując się od śmiechu wpatrywał się w dziewczynę z wyrzutem w oczach.
- Nic na to nie poradzę.
- To wy się znacie? - odezwał się Ron.
- Tak wyszło. - dała kukśtańca Malfoy'owi, który objął ją ramieniem.
- Współczuję wyboru domu, ale cóż tak chciał los. - złapał dłonią za swój przód szaty i pokręcił zrezygnowany głową.
- Malfoy, uważaj na słowa. - warknął rudzielec.
Wszyscy wiedzieli, że Draco i jego matka stanęli po stronie Zakonu Feniksa i od początku pomagali jak tylko mogli. Ale to nie znaczyło, że od razu wszyscy pałali przyjaźnią do siebie, kiedy od pierwszej klasy zawsze darli koty.
- Wyluzuj stary. Nic do ciebie nie mam. - pokręcił głową i nachylił się do ucha dziewczyny i szepnął. - Na razie. - puścił jej oko i skierował się do lochów, gdzie znajdował się Pokój Wspólny ślizgonów. Milagros zaśmiała się pod nosem i poszła za resztą do wieży gryfonów.