10 sierpnia 2016

Rozdział 6

Ostatnio jestem zbyt zabiegana i brak weny, a sama po szpitalach ostatnio jeździłam i nie miałam nawet ochoty tutaj zaglądać i coś naskrobać, ale w końcu udało mi się skończyć rozdział i mniej więcej go poprawić, nie wiem czy w ogóle ktoś to czyta, ale mam nadzieję, że znajdą się czytelnicy, bo wtedy jest większa chęć do pisania. Ale następny rozdział zaczęłam już pisać, ale nie wiem kiedy skończę, mam nadzieję, że szybciej jednak niż ten. Zapraszam Was do czytania i komentowania :)



- Jesteś niesamowita - usłyszała za sobą głos Toma, gdy szli po zajęciach w stronę wieży Gryffindoru.
- Zdaje ci się - czarnowłosa zwolniła krok po to aby Smith mógł dotrzymać jej tempa.
- Teraz wierzę, że możesz pokonać Malfoy'a w eliksirach, a może nawet nie tylko w nich - uśmiechnął się szeroko.
- Jak ty to zrobiłaś? - usłyszeli za sobą głos, a później było słychać kroki Harrego Pottera.
- Normalnie uwarzyłam wywar.  - odpowiedziała już lekko zdenerwowana dziewczyna.
Nie chciała, aby teraz wszyscy myśleli, że jest kujonką i jest najlepsza we wszystkim co robi. Zawsze interesowała się eliksirami od najmłodszych lat, a to, że mogła również dopiec swojemu dawnemu przyjacielowi, to była tylko czysta satysfakcja. 
- To było fenomenalne, rzadko to przyznaje, w sumie nigdy, ale był ktoś lepszy ode mnie, a w tej dziedzinie kłaniam się tobie, jesteś wyjątkowa! - Hermiona Granger wielkimi oczami wpatrywała się w dziewczynę, która szła zerkając na wszystkich grobową miną. 
- Nie słodźcie mi tak. Każdy ma lepszą i gorszą dziedzinę. Ja akurat dobrze się czuję w eliksirach.
- To masz słabszą? - zapytał Harry.
- Oczywiście. Nienawidzę wróżbiarstwa i numerologii. Te przedmioty są straszne. Zawsze od pierwszej klasy miałam z nimi wielki problem. 
- Ale na eliksirach dałaś czadu, zaskoczyłaś wszystkich. - objął ją ramieniem Tom. - Chyba będę musiał u ciebie wziąć kilka lekcji korepetycyjnych. 
Hermiona posępniała kiedy zauważyła jak chłopak obejmuje dziewczynę i przyciąga do swojego boku. Podobał jej się, od drugiej klasy zaczęła zważać na niego, a w piątej już wiedziała, że się zakochała. Ale dała sobie z nim spokój, dała mu na początku szóstej klasy spokój. Musiała się skupić na nauce i pokonaniu Voldemorta. Teraz obserwując Toma i Milagros, i widząc, że ta dwójka mogłaby być ku sobie, już całkowicie odpuściła walki, która targała nią po wakacjach. A zauważyła, że jedna strona na pewno zaczęła działaś w tym kierunku. 
- Dałaś do wiwatu. Snape rzadko daje, w sumie pierwszy raz dał Gryffindorowi jakieś punkty. - powiedział Seamus.
- Oczywiście, że pierwszy raz, zawsze je odbierał, tak jak dziś 10 punktów za poplamioną koszulkę? - Dean wzruszył ramionami.
Ron szedł za nimi powolnym krokiem na szarym końcu. Nos go jeszcze pobolewał i miał go lekko spuchniętego. Wyminęła ich Lavender zatrzymując się przed wejściem do wieży.
- Obliviate - powiedziała przed portretem Grubej Damy, która z niechęcią otworzyła im, gdyż rozmawiała z jakąś kobietą na innym obrazie. Gdy weszli do Pokoju Wspólnego, jedni z gryfonów skierowali się do swoich dormitoriów, a reszta na kanapę pod kominkiem. Harry, Ron i Hermiona usiedli na owej kanapie, a Milagros i Tom na podłodze opierając się o fotel, na którym usiadła Lavender. 
- Milagros możemy porozmawiać? - Ron cicho odezwał się do dziewczyny.
- Słucham.
- Możemy na osobności? - lekko skrępowany nie chciał takiej sprawy obgadywać przy reszcie przyjaciół, a na pewno nie przy innych gryfonach, którzy znajdowali się w Pokoju Wspólnym i jeszcze gdzie siedziała na fotelu smutna Lavender. Rozejrzał się po pomieszczeniu przyglądając się dwóm chłopakom, którzy odrabiali pracę domową przy najbliższym stoliku. 
- Jeśli chcesz ze mną pogadać to tu i teraz. - spojrzała czarnowłosa poważnym wzrokiem na rudzielca. Kiwnął tylko głową, wiedział dobrze, że lepiej to tak załatwić niż wrzeszczeć na cały Pokój Wspólny lub jeszcze co gorszego. 
- Dobrze... yyy.. chciałem, chciałem...
- Mów konkretnie. - warknęła O'Conell.
- Przeprosić.
- Słucham nie słyszałam. - w sarkastycznym uśmiechu nachyliła się do niego, odsłaniając włosy ręką, aby odkryć ucho. Harry i Hermiona patrzyli raz na siebie, a raz na chłopaka z nie dowierzaniem i lekko otwartymi ustami. 
- Chciałem przeprosić... ymm... ja... - powiedział pewniejszym tonem. - Przemyślałem to wszystko, umm, trochę przesadziłem, miałaś rację. 
- Mnie nie musisz przepraszać. - dziewczyna wyprostowała się opierając się o fotel ponownie i spojrzała na Toma, który do niej się uśmiechnął.
- To po co ja się poniżam? - zaskoczony wpatrywał się w jej jadowity uśmiech w jego kierunku. 
- Nie mam zielonego pojęcia. Jeśli nie chcesz mieć ponownie złamanego nosa to chyba wiesz kogo powinieneś przeprosić. 
Milagros kątem oka spojrzała na zaskoczoną Lavender i na resztę osób, którzy zaczęli potakiwać swoimi głowami, że dziewczyna ma rację. Po chwili czarnowłosa podniosła się z podłogi kierując się do dormitorium. 
- Idę się przebrać i coś zjeść, mam szlaban u Snap'a. - spojrzała wymownie na rudzielca, który jakby mógł to by zapadł się w tą kanapę, na której siedział. Ron skulił się w sobie nie mówiąc nic, a w tym czasie Tom zerwał się z podłogi na równe nogi. 
- Też jestem głodny, mogę się z tobą zabrać na podwieczorek?
- Jasne, za 10 minut przed portretem Grubej Damy. - odpowiedziała idąc do dormitorium nie patrząc na niego, ani nawet na zdziwiony wzrok siedzących gryfonów. 
- Hermiona.. - zaczął Harry.
- Daj spokój. - uśmiechnęła się dziewczyna - To przeszłość. 
Nikt więcej nie podjął się tego tematu. Po 10 minutach dwójka nowych znajomych ruszyła do Wielkiej Sali na podwieczorek. Nałożyli sobie udka z kurczaka oraz jakieś kolorowe sałatki. Siedzieli obok siebie i rozmawiali o wszystkim i niczym. 
- Czym się zajmujesz? Znaczy interesujesz? - przeżuwając sałatkę spojrzała na Toma. 
- Uwielbiam dobrą muzykę i taniec.
- Taniec? 
- Tak tańczę różne techniki tańca.
- Uczyłeś się tańczyć? - zapytała prostując się i odkładając pustą miseczkę po sałatce. 
- Nie było mnie stać na nauki, więc sam się uczyłem. Jestem samoukiem. - uśmiechnął się do niej szeroko. - Gdy byłem mały i nie uczęszczałem jeszcze do Hogwartu to musiałem się czymś zająć by się nie nudzić w domu. 
Milagros skinęła głową, że rozumie i czekała aby kontynuował popijając sok dyniowy. 
- Wiesz kiedy byłem mały, a mojej siostry nie było jeszcze na świecie..
- Masz siostrę? Jest tu w szkole? 
- Za rok trafi do Hogwartu. - wzruszył ramionami i kontynuował swoją opowieść. - Nie układało nam się w domu zbyt dobrze jak jej jeszcze nie było. Urodziłem się w mugolskiej rodzinie, rodzice nie wiedzieli co to w ogóle jest świat magii, nie miałem zabawek, ani przyjaciół, ledwo przędli abym miał coś zjeść. Więc zacząłem tańczyć i wyrażać swoje ubolewanie nad światem poprzez taką pasję. Ale tylko wtedy kiedy nie musiałem rodzicom pomagać i nie pracować. 
- Taniec dawał ci wolność. - szepnęła przyglądając się bacznie chłopakowi. Dobrze rozumiała, że taka ucieczka od czegoś co może przytłaczać jest normalne nie dziwiło ją to, bo sama miała mały sekret ucieczki. Muzyka, gra na instrumentach klawiszowych zawsze dawała jej siłę i ucieczkę od wszystkiego co ją otaczało, a nawet bawiła się samą grą. Grywała na fortepianie bardzo często wraz z ojcem, a teraz tego nie robiła, bo nie było fortepianu, a przede wszystkim ojca. 
- Tak dawał mi wolność. Próbuję młodych uczuć, ale nie zawsze to mi wychodzi. 
- Jaki ambitny. - zaśmiała się cicho.
- Może trochę. - w jego głownie można było usłyszeć nutkę zawstydzenia. Zaczęli razem się śmiać głośno, Milagros czuła się przy Tomie bardzo dobrze, nawet posądzała swoje myśli o to, że może w przyszłości będzie miała kolejnego dobrego przyjaciela tutaj w Hogwarcie. 
- Muszę już iść na swój szlaban, nie chcę się spóźnić.
- Współczuję.
- Zobaczymy się później lub dopiero jutro, na razie. - machnęła dłonią i skierowała się do lochów zostawiając chłopaka wpatrzonego w jej sylwetkę znikającą na korytarzu. Spieszyła się chociaż miała jeszcze nie całe 10 minut czasu do szlabanu, ale jednak słysząc pogłoski o nauczycielu nie chciała podpaść mu, nawet po tym jak dał jej domowi punkty. 
Severus siedział w swoich komnatach czekając na uczennicę, która miała przyjść do niego na szlaban. Zostawił jej kartkę na drzwiach od sali eliksirów, aby swoje cztery litery przyniosła tutaj do prywatnych kwater. Miał to być szlaban z nagrodą, ale dzisiejszego wieczoru musiał iść do Minerwy, a nie mógł zostawić samej dziewczyny przy jakimś eliksirze. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi machnął dłonią, a one się otwarły by zaraz przez próg przeszła O'Conell. 
- Przepraszam za spóźnienie. - chociaż chciała się nie spóźnić, spóźniła się 2 minuty z powodu tego, że szlaban został przeniesiony całkiem do innego miejsca. Wchodząc do środka rozglądała się uważnie po pomieszczeniu, w którym się znajdowała, a był to salon Mistrza Eliksirów. Przed kominkiem znajdowały się dwa fotele na przeciw siebie, a między nimi mała kanapa. Pólki dookoła, na wszystkich ścianach, a na nich książki różnego gatunku. Musiała przyznać, że bardzo jej się tutaj podobało, sam odcień ścian i innych dodatków, srebro kontrastowało z granatem i zielenią. W jej wyrazie oczy Severus wyczytał fascynację miejscem, co zaskoczyło go to trochę, gdyż większość zawsze powtarzała mu, że biblioteka w Hogwarcie jest większa i nie potrzeba mu tu tyle książek, a te ciemne kolory przytłaczają lochy, gdzie nie ma okien, prócz tych, które sam by sobie nie wyczarował. 
- Minus 20 punktów za spóźnienie. - odwróciła wzrok od portretów, które oglądała i wpatrywała się teraz w niego uważnie. Nie odezwała się nic na ten przytyk małego spóźnienia. - Następnym razem przychodź wcześniej, panno O'Conell. 
- Tak jest, sir. 
- Dziś wyczyścisz kociołki w moim głównym laboratorium.
- Kociołki? - odwróciła się w jego stronę kiedy wstał z fotela i kierował się do bocznych drzwi z prawej strony wejścia do jego kwater. - Przecież mieliśmy zbierać składniki potrzebne do eliksirów.
- Od kiedy jesteśmy na "ty", panno O'Conell? - uśmiechnął się drwiąco.
- Nie dał mi pan dokończyć, na końcu miałam powiedzieć jeszcze "profesorze". - lekką nutkę sarkazmu można było usłyszeć w jej głosie. Mistrz Eliksirów uniósł jedną brew przyglądając się dziewczynie. Zauważył już w pierwszych dniach, że miała charakterek i może właśnie dlatego też trafiła do Gryffindoru, ale dobrze wiedział, że jej z nim tak łatwo nie pójdzie. 
- Dziś wyczyścisz kociołki, mam inne obowiązki niż pilnowanie twojego tyłka w Zakazanym Lesie. - warknął i otworzył drzwi.
- Umiem o siebie zadbać. - usłyszał cichy głos za sobą, nie odwracając się przeszedł przez sypialnię i otworzył kolejne drzwi po prawej stronie, które prowadziły do jego prywatnego laboratorium. Jako jego praktykantka będzie tutaj częściej spędzała czas więc i tak musiałby ją kiedyś tutaj wpuścić i tak. Zatrzymał się w drzwiach i wpatrywał się jak pewnym krokiem weszła do sypialni nie rozglądając się po niej i podeszła do niego gdzie przepuścił ją przodem. 
- Tu masz kociołki, a i jeszcze jedno. - wskazał jej całą salę w kociołkach i odwracając się do niej przodem uśmiechnął się krzywo. - Oddaj różdżkę. 
- Że co? - spojrzała na niego uważnie.
- Ogłuchłaś? Oddaj różdżkę, masz je umyć wszystkie ręcznie, panno O'Conell. Nie mam zamiaru się powtarzać. - wyciągnął rękę i czekał na jej ruch. 
- Rozumiem, że mam nie korzystać z różdżki przy myciu kociołków, ale nawet jakby pan był by moim dziadkiem, ojcem czy kimś z rodziny nie oddałabym panu różdżki. 
Wyprostował się i skinął głową delikatnie patrząc na nią bacznym wzrokiem. Zaskoczyła go pozytywnie i gdyby znów nie była w Gryffindorze dostałaby z kila punktów. Żaden czarodziej nie powinien oddawać swojej różdżki nikomu. Skinął tylko nieznacznie głową ponownie i omiótł wzrokiem salę by zostawić ją samą w pomieszczeniu i skierował swoje długie nogi, które podtrzymywały jego chuderlawy tułów przed znajomą chimerą. 
- Cytrynowe dropsy. - wypluł te słowa i zaczął wspinać się po schodach do dawnego gabinetu Dumbledora, a teraz Minerwy McGonagall. Łudził się, że jak gryfonka zostanie dyrektorką szkoły przestanie musiał wypowiadać takie hasła do jej gabinetu, ale jednak zbyt przesiąknęła Albusem. Nawet nie pukając w drzwi wpadł do środka i zajął swój częsty fotel gdy odwiedzał starca, gdy był szpiegiem Zakonu Feniksa. 
- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał, ale gdy zaraz zobaczył ducha byłego dyrektora poprawił się unosząc brew. - Chcieliście?
- Mamy dla ciebie zadanie, nie jest takie proste. - spojrzała Minerwa na Dumbledora uciekając wzrokiem przed Severusem. 
- Musisz odwiedzić naszego dawnego przyjaciela. - spokojnym głosem odezwał się Albus. 
- Tak wiem. - miał nadzieję, że ten list, który dostał wcześniej od McGonagall jest tylko żartem, ale wiedział, że jednak świat go nie lubi i będzie musiał odwiedzić osobę, z którą nie chciał w ogóle mieć kontaktu. 
- Arnold ma pewien eliksir, który jest nam bardzo potrzebny.
- Musisz wyruszyć najpóźniej w ferie zimowe, a może nawet wcześniej do niego po eliksir. - odezwała się McGonagall. 
- Czy nie możecie powiedzieć co to za eliksir? W końcu chyba jestem..
- Tak jesteś wspaniałym Mistrzem Eliksirów, Severusie. Lecz ten eliksir nie jest taki prosty, nie możesz go zrobić. 
Snape wyprostował się na fotelu analizując te słowa i domyślając się o jaki eliksir chodzi. 
- Brat Arnolda go zrobił. Nie będzie łatwo go od niego dostać, ale gdy ty pojedziesz.. - Dumbledore zerknął to na Minerwę, a to na Severusa. - Ufa nam, ale nie odda go tak po prostu. 
- Jeśli dobrze zrozumiałem, a przeważnie się nie mylę, chcecie mnie wysłać po Lifeatde*?
- Ten eliksir zabije Voldemorta dostatecznie - odezwała się cichym głosem dyrektorka. 
Prze kilka chwil analizował młody mężczyzna to co usłyszał, zdawał sobie sprawę do czego jest ten eliksir. Ktoś poświęca swoją duszę, aby pokonać duszę innej osoby, która może zagrażać magicznemu światu. Jest to eliksir zakazany i podlegający czarnej magii. Nikt się tego nie podejmuje, bo poświęca swoje życie. Nawet ci co mieli już długie życie i są schorowani czekają na śmierć nie podejmują się aby zrobić ten eliksir, a tu nagle dowiaduje się, że Czarny Pan żyje i ma to go zabić? Jak dobrze pamiętał uczestniczył w Bitwie o Hogwart i tam jasna strona zwyciężyła. Jego Mroczny Znak zniknął zostawiając tylko lśniącą bliznę na przedramieniu.
- Przecież Wybraniec go zlikwidował. - warknął. 
- Tak zabił go, ale jego dusza, a dokładnie kawałek nie został zniszczony i nadal istnieje w kimś innym.
Dumbledore zaczął lewitować po całym gabinecie obserwując swojego młodszego przyjaciela i widząc zrozumienie w czach Mistrza Eliksirów skinął głową. Severus nabrał powietrza i zwęził niebezpiecznie oczy dochodząc do wniosku, gdzie może być dusza czarnoksiężnika. 

- Belatrix Lestrange.



* - eliksir wymyślony przeze mnie połączenie liter angielskiego odpowiedniek "życia po śmierci". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz