30 grudnia 2015

Rozdział 1

No to zaczynamy, poprawiony rozdział i przede wszystkim lekkie małe zmiany. Mam nadzieję, że znajdzie swoich czytelników i będziecie komentować i pisać jak wam się to wszystko podoba. 



Każdy dzień był gorszy od poprzedniego dla młodej dziewczyny, która leżała na łóżku w swoim pokoju. Udało jej się z pomocą dziadków skończyć szósty rok na Beauxbatons, ale po wszystkim wyrzucili ją za zachowanie. Zawsze po każdym roku udawało jej się wrócić, ale teraz ewidentnie mieli jej dość. Cóż nie wszyscy są świętymi - pomyślała. 
Teraz miała znów iść do nowej szkoły w końcu musiała zakończyć edukację. Wysłali ją do Hogwartu. Kolejna szkoła z zadufanymi uczniami i nauczycielami. 
- Milagros, zejdź na dół. - usłyszała doniosły głos dziadka. 
Mieszkała z nimi już dwa lata od śmierci rodziców. W wakacje dwa lata temu Voldemort zabił ich na jej oczach. Ojciec dziewczyny sprzeciwił się Czarnemu Panu i nie chciał dołączyć do jego szeregów. Pragnęła tylko i wyłącznie zemsty, aby móc poczuć w końcu spokój własnej duszy. Ale nie dane i tego było jej zaznać. Wybraniec Potter zniszczył go w te wakacje. Milagros bardzo często myślała o tym, aby mieć możliwość spotkania czerwonych oczu jeszcze raz i wypowiedzenia dwóch prostych słów: Avada Kedavra! Potem jedynie tylko patrzeć jak leży martwy i czuć satysfakcję, że pomściła swoich rodziców. Lecz nie dane jej to będzie. Pieprzony okularnik - warknęła obserwując sufit i próbując uspokoić skołatane nerwy. 
Obserwowała uważnie każdy centymetr swojego pokoju, który kiedyś należał do jej ojca jak za młodzieńczych lat mieszkał ze swoimi rodzicami. Ściany były koloru ciemnej pomarańczy, a meble jasno i ciemno brązowe. Dziewczyna nie przepadała za takimi kolorami. Wolała tonację bardziej ciemniejszą jak grafit, zieleń czy sam czarny. Ale nie zmieniała koloru tego pokoju, w końcu należał do jej zmarłego ojca. Miała bardzo mało pamiątek po rodzicach, dom został cały zdemolowany przez Śmierciożerców. Jeśli mogła coś zachować w pamięci to starała się z całych sił. Więc i zmiana kolorystyki pokoju nie wchodziła w rachubę. 
- Zejdziesz w końcu! - usłyszała teraz głos swojej babci. 
- Już idę! - odkrzyknęła przewracając się na brzuch i wstając z łóżka. 
Westchnęła tylko cicho i wyszła z pokoju trzaskając głośniej drzwiami by dać o sobie znać, że właśnie zmierza na dół na spotkanie z dziadkami. 
Schodząc po schodach mijała portrety jej przodków. Nie była czarownicą czystej krwi. Ojciec czarodziej pochodzący z rodziny czystokrwistych, zaś matka była tylko mugolem. Milagros i tak była szczęśliwa mając takich rodziców. Choć była to już przeszłość.
Dziewczyna była zamknięta w sobie od tego feralnego dnia. Nie śmiała się szczerze jak dawniej, nie bawiła się i nie szalała jak kiedyś. Obwiniała się, że to z jej winy rodzice zginęli. Lord Voldemort chciał bardzo, aby jej ojciec dołączył do niego i jego Śmierciożerców. Sam chciał aby został jego prawą ręką. W końcu tak potężny czarodziej jak Voldemort wybiera tylko godnych czarodziejów. O'Conell odmówił, a każdy kto zna lub słyszał o Czarnym Panu wiedział jak kończą tacy czarodzieje. Zabił Luisa i jego żonę z zimną krwią. Dziewczyna bardzo dobrze pamiętała ostatnie słowa wypowiedziane do niej przez jaszczurkę.

I znowu wszystko wróciło. Znajdowała się przed domem, klęczała przed ciałami swoich rodziców i bez słowa wpatrywała się w zimne oczy, które nie miały w sobie ani grama życia. Łzy spływały po jej policzkach. Usłyszała cichy, złowrogi szept przy swoim uchu. 
- Muszę już iść, ale jeszcze się spotkamy, O'Conell. Jesteś interesującą czarownicą. 
Podniosła się z klęczek i wpatrywała się w niezawistnym spojrzeniem w mężczyznę, który zabił jej rodziców. Jego czerwone oczy wpatrywały się w nią głęboko, chciał spenetrować jej umysł, ale zablokowała go tak jak ją ojciec uczył.
- Zadziwiające.. - uśmiechnął się tajemniczo Voldemort. 
- Panie, zbliżają się. - podszedł do niego jeden ze Śmierciożerców.
Czarny Pan tylko nieznacznie kiwnął głową. Wszyscy zniknęli Czerwone oczy z chytrym uśmieszkiem wpatrywały się w czarnowłosą, dopóki nie zniknęły. Dopóki wszystko nie zniknęło.

- Nic ci nie jest? - kobieta o poważnych rysach twarzy podeszła do dziewczyny leżącej u dołu schodów.
- Nic. - wysapała i podniosła się otrzepując swoje spodnie. - Trochę tyłek mnie pobolewa.
Weszła do salonu pewnym krokiem i usiadła na sofie. Rozejrzała się dookoła. Nie czuła się zbyt dobrze w tym domu, chociaż kochała swoich dziadków. Ale tęskniła za swoim rodzinnym domem, gdzie mieszkała z rodzicami. U Gerarda i Marii O'Conell czuła się jak więzień, nie potrafili złapać wspólnego języka. Gdyby mogła odnowiłaby swój dom i wyprowadziła się w końcu była pełnoletnia. Ale nie mogła tego zrobić z powodu, że Belatrix Lestrange czaiła się gdzieś po świecie i Aurorzy, choć chcieli nie potrafili ją złapać.
- Co chcieliście ode mnie? - zapytała.
- Wiesz, że to ostatnia klasa. - usiadła koło wnuczki Maria.
- A wy znowu o tym.. - westchnęła zrezygnowana i wstała ze sofy kierując się do barku, który znajdował się koło kominka.
- Nie wiem po kim taka jesteś. - kiwnęła głową zdezorientowana kobieta.
- Na pewno nie po was. - zaśmiała się w duchu, złapała za szklankę by móc nalać sobie Ognistej Whisky.
- Wiem, chociaż twoi rodzice.. - dźwięk tłuczonego szkła rozległ się po całym salonie przerywając słowa Gerarda.
- Nie chcę słuchać o swoich rodzicach. - odwróciła się do dziadków spoglądając na nich z mordem w oczach. Pewnie gdyby była Bazyliszkiem padli by trupem.
- Daj już temu spokój, Milagros. - podeszła do niej babcia. Dziewczyna ją delikatnie odepchnęła i zwęziła niebezpiecznie oczy.
- Nie jestem wstanie dać temu spokój. - odwróciła się w stronę kominka kładąc na nim dłonie i oddychając ciężko. Wzięła kilka głębokich wdechów, aby uspokoić się na tyle ile mogła i spokojnym głosem odezwała się:
- Jestem już spakowana, możecie odwieźć mnie na peron. - nie zaszczyciła spojrzeniem dziadków i skierowała swoje kroki do pokoju by zabrać swoje rzeczy i wyruszyć w końcu do szkoły, która na nią czekała. Maria zatroskanym wzrokiem wpatrywała się na wnuczkę, która wchodziła po schodach i odwróciła głowę do męża, który podszedł do niej.
- Długo jej to nie przechodzi.
- Dziwisz się? - objął ją ramieniem. - Hogwart ją zmieni, kochanie. Zobaczysz, wszystko się odmieni.
Skinęła tylko głową i trzymając się za ręce weszli do kuchni.


Mistrz Eliksirów siedział w swoim gabinecie przy biurku, robiąc ostatnie porządki w szufladach z pergaminami, aby móc jutro zacząć zajęcia bez żadnych przeszkód. Rozejrzał się uważnie po swoim pomieszczeniu uśmiechając się cynicznie. Hogwart od zawsze uważał za swój jedyny i prawdziwy dom. Na pewno byłby jeszcze szczęśliwszy na swój sposób, gdyby ten rok okazał się spokojniejszy od poprzednich. Przede wszystkim aby uczniowie w końcu wykazywali się chęcią zdobywania wiedzy i umiejętności. Nie cierpiał tych rozpuszczonych bachorów biegających i wrzeszczących na korytarzach zamku.
Uśmiechnął się do siebie ponownie siadając na fotelu wiedząc, że znajdzie zapaleńców do nauki między uczniami. Geniusze, ha! To i tak małe wypierdki w tych szeregach uczniów. Zwęził oczy przypominając sobie ostatnie wakacje, gdzie odbyła się Ostatnia Bitwa i ten idiota "Wybraniec" w końcu pokonał Czarnego Pana. Teraz będzie musiał się z nim użerać ostatni rok, ale jednak i tak miał dość słuchania, co by nie było, to Potter jest najwspanialszy. Znów męczarnia z trójką gryfonów, która doprowadzała go na skraj załamania nerwowego. Chociaż Granger była przeważnie dobra ze wszystkich przedmiotów i miała wiedzę książkową, to i tak miał dość jej podniesionej cały czas ręki i miny Ja-Wiem-To-Wszystko.. Najgorsi i tak zawsze pozostawali Potter i Wesley. Idioci. 
Severus Snape postrach Hogwartu podniósł głowę i spoglądał w drzwi kiedy rozległo się pukanie. Nie przepadał za niezapowiedzianymi wizytami. Może to uraz po życiu jakie prowadził jak szpieg, ale większe prawdopodobieństwo było, że był samotnikiem i nie lubił towarzystwa gości, o których nie miał pojęcia, że przyjdą.
- Wejść. - mruknął pod nosem, choć głosem ociekającym jadem.
- Witaj Severusie. - McGonagall opiekunka Gryffindoru weszła do jego gabinetu. Spoglądał na nią uważnie z pod przymrużonych powiek. Byłą jedyną oprócz Dumbledore'a osobą, którą akceptował Snape i przede wszystkim szanował. Oczywiście nie zmieniało to go uszczypliwości i ulubionej między nimi rywalizacji między domami.
- Co cię do mnie sprowadza? - zamknął szafkę, w której schował pergaminy. Po chwili położył dłonie na blacie biurka i wpatrywał się uważnym spojrzeniem w Minerwę.
- Chciałam cię poinformować, że do naszej szkoły dojdzie nowa uczennica, Severusie. - usiadła na przeciw niego nawet nie pytając się czy może. Mistrz Eliksirów uniósł jedną brew.
- Wiadomo, że przybędą nowi uczniowie. - uśmiechnął się z pogardą.
- Nie chodzi mi o pierwszorocznych.
- Doprawdy? A już myślałem. - oparł się wygodniej o krzesło.
- Będzie to uczennica ostatniej klasy.
- Przynajmniej długo tu nie zabawi. - McGonagall zacisnęła dłonie na swoich kolanach, co nie umknęło Severusowi, który zauważył spiętą pozycję swojej koleżanki z pracy. Uśmiechnął się z satysfakcją, uwielbiał ją denerwować na każdym kroku. - Następne dziecko rozpieszczone przez rodziców?
- To nie jest zwykłe dziecko. To córka O'Conellów. - Snape wpatrywał się w nią w osłupieniu, ale nie pokazywał tego po sobie.
O'Conellowie jeden z potężniejszych rodów w świecie czarodziejów. Pamiętał dobrze jak było głośno, gdy jedyny syn Gerarda O'Conella poślubił zwykłą dziewczynę, która okazała się tylko mugolem. Każda czarownica czystej krwi, pragnęła zostać jego żoną, a on zakochał się w zwykłej dziewczynie.
- Dlaczego przychodzisz do mnie z tą wiadomością? - patrzył na nią zimnym wzrokiem.
- Wiesz co spotkało jej rodziców. Co się stało z Luisem i Milandą.
Mężczyzna tylko kiwnął nieznacznie głową.
- Dziewczyna dużo przeszła, podobno była przy ich śmierci. Ale tego nikt nie wie. - spojrzała na swoje dłonie.
Severus przez chwilę zastanawiał się nad tym. Nie był wtedy przy śmierci O'Conellów. Robił całkiem inne rzeczy na polecenie Voldemorta. Od innych Śmierciożerców owszem usłyszał opowieści co tam się wydarzyło, ale nie przypominał sobie, aby padło kiedykolwiek imię dziewczyny, że akurat wtedy tam była.
- Severusie, wiem jaki jesteś..
- Czyżby? - kąciki ust lekko mu drgnęły zamieniając się w jadowity uśmiech.
- Nie chciałabym, abyś sprawiał takie same kłopoty jak z Potterem, Wesley'em czy panną Grenger. - spojrzała na niego wymownie.
- Zabierasz mi zabawki? - oburzył się.
- Twoja sprawa co zrobisz, ja tylko proszę. - podniosła się z krzesła i kierowała się do wyjścia.
- Minerwo - kobieta słysząc stanowczy głos odwróciła się trzymając dłoń na klamce. - Tutaj nie chodzi o to abym mógł się poznęcać jak z Potterem i jego kompanią. - warknął na samo wspomnienie tych idiotów. - Ale jest drugie dno.
- Opiekuj się nią, Severusie. Jesteście bardzo do siebie podobni
- Hm.. Były Śmierciożerca, który był prawą ręką samego Lorda Voldemorta, który zabił jej rodziców, a ma się opiekować jakąś gówniarą? - oparł mocniej dłonie o biurko i wstał. - Chyba przesadzasz, że jesteśmy podobni. Będąc tak blisko Czarnego Pana, który zabił jej rodziców, jak ona ma mi zaufać.
- Ona nic o tobie nie wie, Severusie.
- Ale dowie się. Nie jestem niańką, Minierwo. - podniósł głos.
- Nie masz wyjścia. - otworzyła drzwi i wyszła.
Mężczyzna stał wpatrując się w zamknięte drzwi i kręcił ze złością głową, zaciskając mocno dłonie, aż pobielały mu knykcie. Byli podobni.. Jeszcze nikt nie poznał prawdziwego Severusa Snape'a.

Wstęp

Długo się zastanawiałam czy w ogóle znów zacząć pisać to opowiadanie, ale tak właśnie zrobię, znów je zacznę, poprawię i będę dodawać. Dlaczego? Bo jednak trochę mi tęskno za historią Severusa i Milagros. 
Kiedyś pisałam pod całkiem innym nickiem syriuszek89. Ale jakoś brakło mi zapału do kontynuacji tej historii. Teraz postanowiłam siebie poświęcić na pisanie i cieszeniu się tym co robię. W końcu to dawało mi radość. 
Więc wracam z tą historią. Poprawię dotychczasowe rozdziały i przede wszystkim będę pisać dalej, bo pomysł nie uciekł i nadal mam w głowie plan co się wydarzy tutaj. 

Ale słowem wstępu o czym to jest opowiadanie, jeśli nikt jeszcze na nie nie miał okazji natrafić. 


Będzie to opowieść o dziewczynie, która przeżyła wiele w swoim życiu i stara się w jakiś sposób funkcjonować. Dowiaduje się, że jednak ten co miał zginąć, nadal żyje i Ostatnia Bitwa wcale nie jest za nią, tylko przed nią i nie tylko. Inni czarodzieje, też będą musieli wiele poświęcić, aby wygrała jasna strona. Czy dziewczyna odnajdzie się w nowej szkole magii i czarodziejstwa? Czy pozna kogoś kto zrozumie ją dlaczego taka jest, a nie inna? Jakie przygody czekają na nią.. Tego można się tylko dowiedzieć zagłębiając się w tą opowieść. 


Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania. 


Wszystko co tu jest napisane, jest wyłącznie mojego autorstwa, choć część osób i miejsc zapożyczonych od J.K.Rowling.
U mnie w ostatniej klasie ma się 20 lat :)