25 stycznia 2016

Rozdział 3

Nadal nie mogę się pozbierać po tym co się wydarzyło 14 stycznia. Podejrzewam, że Wy również. Najwspanialszy aktor odszedł, który swoim głosem potrafił wzbudzić ciarki na moim ciele, a Jego role przejdą do historii, jak On sam. Naprawdę zbyt dobrzy aktorzy odchodzą tam na drugą stronę, czyżby i Ten tam też potrzebował do sztuki wybitnych ludzi? Ale mógłby się powstrzymać. 

Bety nadal brak, więc za jakiekolwiek błędy przepraszam. I możecie mi powiedzieć, gdzie mam ustawić w ustawieniach, aby na dole mojego bloga było coś takiego jak "starsze posty" "nowszy post". Na innych moich blogach mam coś takiego, a tutaj nie i tak się zastanawiam od czego to zależy, bo nie mam pojęcia. Gdyby był ktoś tak dobry i mi to wytłumaczył. 
Pozdrawiam i zapraszam do czytania. 



Dwie kobiety weszły do małego pomieszczenia, które było oświetlone tylko przez kilkanaście świeczek lewitujących pod sufitem. Na środku pokoju stał owalny stół, a na nim leżała Tiara Przydziału. Młoda dziewczyna rozejrzała się dookoła przyglądając się każdemu z nauczycieli znajdującemu się oprócz niej i dyrektorki w tym pomieszczeniu. Mały profesorek z okularami na nosie uśmiechał się do niej krzepiąco i kiwał się na piętach trzymając dłoń w kieszeni fraka. Dość tęga kobieta w zielonych szatach, która miała dłonie delikatnie pobrudzone ziemią przypatrywała się Milagros ze słodkim uśmiechem, co od razu wydawało się jej zbyt słodkie. Wolała powściągliwość w emocjach, dlatego sama przybierała często maskę. Nie zauważyła w cieniu schowanej postaci, która opierała się o regał z książkami i bacznie jej się przyglądała odkąd tutaj weszła. Severus Snape, Mistrz Eliksirów kiedy przemierzał korytarze Hogwartu usłyszał wielokrotnie, że jakaś ładna dziewczyna przybyła do szkoły. Musiał sam przyznać, że dziewczyna choć zbyt blada, była bardzo ładną młodą niewiastą, która mogła się pochwalić swoim ciałem. Zachowuje się jak zboczeniec - pomyślał.
- To jest panna O'Conell. - odezwała się Minerwa, która spojrzała na każdego z nauczycieli, którzy tutaj byli w pomieszczeniu.
Milagros wyprostowała się widząc, że jakiś duch zbliża się do niej. Przez chwilę nie miała pojęcia kto to jest, ale kiedy się zbliżył od razu go poznała. Pamiętała dobrze jak wielokrotnie mężczyzna odwiedzał jej rodziców i dziadków. Znała go bardzo dobrze. Uniosła brew do góry w zdziwieniu, bo nie miała pojęcia, że ten czarodziej nie żyje. Nie sądziła, że zginął w bitwie i teraz snuje się jako duch po szkole.
- Witam. - uśmiechnął się do niej ciepło.
- Miło mi pana widzieć, panie Dumbledore. - skinęła głową i kącikami ust uśmiechnęła się. Obserwowali się prze kilka chwil, Milagros czuła jak były dyrektor szkoły uważnie jej się przyglądał, jakby chciał coś z niej wyczytać, coś odnaleźć. Lekko się speszyła, ale nie dała sobie tego po sobie poznać. Była pewna, że gdyby żył teraz zaświeciły by mu się oczy nieznanym dla niej blaskiem, w końcu się odezwał.
- Jak się miewasz moje dziecko?
Czarnowłosa bardzo lubiła tego dziadka jak go nazywała, gdy była małą dziewczynką, zawsze oddawał jej całą paczkę dropsów i szedł do gabinetu z jej ojcem lub dziadkiem, zależne w którym domu aktualnie się znajdowali. Kiedy wychodził zawsze głaskał ją po głowie mówiąc "będzie z ciebie wyjątkowa czarownica", i znikał. Od śmierci rodziców nie widziała go, a może i pojawiał się w domu O'Conellów, ale nigdy go nie spotkała.
- Bywało lepiej. - pogrzebała w kieszeni spodni i wyciągnęła paczkę cukierków. - Może dropsa. - uniosła niewinnie brwi i uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny.
Dyrektor roześmiał się serdecznie na te słowa i kręcił głową. Mężczyzna schowany w cieniu również pokręcił głową i gdyby mógł to zaklął by, aby się pospieszyli w końcu nie mają całego dnia by tu sterczeć, ale siedział cicho. Jeszcze jego cierpliwość nie była na wykończeniu.
- Albusie możemy? - również zniecierpliwiona Minerwa spojrzała na dwójkę przed nią i wskazała dłonią na Tiarę.
- Tak oczywiście, wybacz Minerwo.
- Panno O'Conell teraz zostanie pani przydzielona do jednego z czterech domów. Nie chcemy zakłócać uczty, a po drugie pierwszoroczni mają zaszczyt przed ucztą jak co roku zostać przydzieleni przed wszystkimi.
Czarnowłosa skinęła tylko głową rozumiejąc dokładnie co przekazuje jej dyrektorka i podeszła do stołu, gdzie znajdowała się Tiara. Wydawało jej się, że kątem oka zauważyła w cieniu pomieszczenia jakiś ruch, ale nie przyglądała się zbytnio, gdyż McGonagall wzięła kapelusz w dłoń i zaraz miała założyć dziewczynie na głowę.
- Panno O'Co..
- Niech pani przestanie z tą O'Conell i panną. Mam imię, Milagros. - pokręciła zirytowana młoda czarownica głową, wpatrując się w kobietę. Nie lubiła jak każdy zwracał się do niej po nazwisku. Każdy spojrzał na nią zaskoczony, a Minerwa otworzyła usta i przez chwilę nie wiedziała co ma powiedzieć. Wygląda jakby ją z wody wyciągnęli - Severus nie omieszkał w swojej głowie od komentarza na to co miał przed oczami.
- Tak więc.. Milagros, włożę ci teraz na głowę Tiarę.
Dziewczyna wyprostowała się i przymknęła oczy czekając aż jej głowę dotknie Tiara. Snape zrobił dwa kroki bliżej wpatrując się uważnie w dziewczynę czekając na werdykt. Był bardzo ciekawy, do którego domu trafi. Po jej zachowaniu i po postawie podejrzewał, że może trafić do jego domu, ale wszystko mogło się wydarzyć.
- Chwila prawdy. - szepnęła czarnowłosa czując jak Tiara opada na jej głowę.
- Hm..Cóż.. Wielki upór i odwaga, to na pewno.. - zaczęła. - Inteligencji ci nie brakuje, talentu również, ale... Ale jest coś co mnie nie pokoi... - zamyśliła się przez moment. - Dobrze, niech będzie... Gryffindor!
- Co?! - Milagros zaskoczona wyborem Tiary złapała za nią i zrzuciła ze swojej głowy, rzucając ją na stół i patrząc na nią jakby była jakąś sklątką tylnowybuchową.
Wszyscy nauczyciele wpatrywali się w nią uważnie i w zaskoczeniu, oprócz Mistrza Eliksirów, który pod swoją maską obojętności nie wyrażał nic. Ale musiał przyznać, że odkąd uczy w Hogwarcie pierwszy raz widział takie zachowanie i niezadowolenie z wyboru domu.
- Nie podoba ci się wybór? - zapytał mały profesor dziewczynę.
- Oczywiście, że nie.
- To gdzie chciałabyś trafić. - zapytała McGonagall.
Dziewczyna wpatrywała się we wszystkich jak na idiotów. Przecież dla niej to było logiczne jaki tutaj jest najlepszy dom i miał swoją renomę na cały magiczny świat. I nie chodziło oto, że to ciemniejsza strona trafiała do tego domu, ale słyszała o nim i czytała, że od wielu lat uczniowie byli zadowoleni z Opiekuna Domu jak i całości.
- Oczywiście, że do Slytherinu. - wzruszyła ramionami jakby to było oczywiste na pierwszy rzut oka.
Snape wyprostował się i dobrze, że był w cieniu, bo przez chwilę można było zobaczyć na jego twarzy zaskoczenie, nie spodziewał się, że dziewczyna do jego domu chciała by trafić. Chociaż po jej zachowaniu, typowo ślizgońskim pasuje tam idealnie. Duch Dumbledora zatrzymał się obok McGonagall i razem z nią wpatrywali się w dziewczynę.
- Kto wyszedł na ludzi z Gryffindoru? - zapytała rozglądając się dookoła czekając na odpowiedź. Mistrz Eliksirów skinął głową, zastanawiał się od wielu lat o tym również.
- Ja byłam w Gryffindorze. - odezwała się obecna dyrektorka dumnym głosem. Dumbledore uśmiechnął się do niej i sam się odezwał. - Ja również.
- I o tym właśnie mówię. - przewróciła oczami i usłyszała za swoimi plecami kaszel, jakby ktoś powstrzymywał się od śmiechu. Odwróciła się i wtedy właśnie spojrzała na mężczyznę, który stał na granicy światła z cieniem. Zwęziła oczy przyglądając się mu uważnie. Kiedy się uspokoił i wyprostował ich spojrzenia się skrzyżowały. Czuła dziwny dreszcz na całym ciele. Nie dała oczywiście po sobie poznać, jej twarz wykazywała tylko minę zdziwienia i nic więcej, maska nadal założona. Severus Snape również poczuł coś dziwnego, ale nie dał po sobie poznać. Chciał spróbować wejść do jej myśli, ale powstrzymała go. Oczywiście zaskoczyło to jego i ją samą. Ktoś chciał wkraść się do jej umysłu, na szczęście jej ojciec uczył ją oklumencji i legilimencji, więc wiedziała jak zablokować przeciwnika lub podstawiać mu wymyślone obrazy. Zaś Mistrz Eliksirów zdziwił się, że tak młoda dziewczyna potrafi tak zaawansowaną magię. Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil, dopóki Minerwa nie chrząknęła i spojrzała na czarnowłosą.
- Niech będzie ten Gryffindor. - odwróciła się tyłem do mężczyzny i spojrzała uważnie na kobietę, nie zważała na to, że duch spoglądał z pod okularów na nią i na czarodzieja za nią bardzo intensywnym wzrokiem.
- Nie będziesz żałować. - odezwał się Dumbledore przybierając ponownie swój uśmiech na ustach. Skinął jej głową i przeleciał obok przechodząc przez ścianę. Nawet nie zauważyła kiedy w pomieszczeniu została sama z dyrektorką i tym mężczyzną, który chciał się jej wkraść do umysłu, albo jej się tylko wydawało.
- Milagros, chodź zaprowadzę cię do Wielkiej Sali. - podeszła do niej bliżej McGonagall. Dziewczyna cofnęła się o dwa kroki od niej i wzniosła dłonie do góry w obronnym geście.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Skinęła głową i odwróciła się kierując w stronę drzwi by wyjść z pomieszczenia. Spojrzała w lewo by móc przyjrzeć się jeszcze raz mężczyźnie i zwężając oczy mogła zobaczyć, że mężczyzna stojący pomiędzy światłem, a cieniem był wysoki, o orlim haczykowatym nosie, długich do ramion czarnych włosach i ciemnych oczach jak otchłań, wąskie usta, które wydawały się jakby były jedną kreską. Prawdopodobnie miał na sobie ciemne szaty, ale nie mogła tego stwierdzić, gdyż światło ledwo padało na jego resztę ciała oprócz twarzy. W końcu odwróciła od niego wzrok i wyszła na zewnątrz zostawiając dwójkę czarodziei.
Minerwa odetchnęła i oparła się o stół spoglądając w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze była dziewczyna.
- I co powiesz o niej? - odezwała się podnosząc wzrok na mężczyznę.
- Cóż.. - machnął dłonią w nieznanym kierunku. - 170 cm wzrostu, około 55 kg wagi, prawo ręczna.. - Minerwa przewróciła oczami, a Severus uśmiechnął się jadowicie. - Ciekawy przypadek.
- Myślisz, że coś z niej będzie?
- A co ma być? - odwrócił się w jej stronę patrząc na nią uważnie. - Kości dla psa? - spoglądał na nią w wyrazie "daj mi spokój kobieto".
- Severusie!
Mężczyzna złapał się za czubek nosa by po chwili wyprostować się i poprawić swoje mankiety i zwęził oczy by przez chwilę zastanowić się nad odpowiedzią, aby dyrektorka była usatysfakcjonowana i nie męczyła go więcej.
- Ciężki orzech do zgryzienia, ale wydaje mi się, że jeszcze nie jest za późno i będzie dobrą czarownicą. Chyba, że okaże się takim samym półgłówkiem jak trójka gryfonów, to Hogwart w końcu zakończy swój żywot w tym roku.
McGonagall miała ochotę nawrzeszczeć na Opiekuna Slytherinu, ale darowała sobie, to co chciała usłyszała, a wiedziała, że od tego mężczyzny usłyszeć jakikolwiek komplement jest darem Merlina. Najważniejsze, że dziewczyna choć zagubiona ma szansę wyjść na prostą i nie będzie zagłębiać się tam gdzie nie powinna.
- Dobrze, dobrze. Martwię się o nią. - westchnęła cicho.
- A o kogo nie. - warknął Mistrz Eliksirów próbując nie przewrócić oczami. - Po krótkiej obserwacji mogę stwierdzić, że jest doroślejsza od twoich trzech maskotek.
Kobieta odepchnęła się od stołu i wyprostowała mierząc wzrokiem Snape'a, który nawet nie przejmował się tym spojrzeniem, nawet nie drgnął. Nie należał do tych idiotów, którzy bali się wszystkiego co tylko przypominało wzrok bazyliszka.
- Poradzi sobie. - westchnął i wskazał dłonią drzwi. - A teraz chodźmy, w końcu uczta nie rozpocznie się bez dyrektorki.
- Tak, tak racja.
Dwójka nauczycieli wyszła w końcu z małego pomieszczenia i weszli bocznymi drzwiami dla nauczycieli do Wielkiej Sali. Severus od razu spostrzegł, że dziewczyna siedzi już u stołu Gryffindoru i to jeszcze obok Świętej Trójcy i ich znajomych. Usiadł na swoim miejscu obok Lupina i Minerwy i spoglądał od czasu do czasu na wszystkie stoły domów.

- Więc jesteś w Gryffindorze. - odezwała się do nowej dziewczyny Ginny uśmiechając się i przytulając się do okularnika.
- Na to wygląda. - stwierdziła czarnowłosa.
- Cieszę się, będziemy mogli się wszyscy lepiej poznać. - wyszczerzyła się Hermiona do dziewczyny nakładając sobie udko z kurczaka.
- Rewelacja naprawdę. - wymusiła uśmiech i rozejrzała się dookoła. - Długo trwa kolacja?
- To zależy. - wzruszył ramionami Ron.
- Świetnie. - rzuciła widelec na talerz i podparła się dłońmi obserwując całą salę uważnie.
Reszta tylko wzruszyła ramionami i wdali się sami w dyskusje. Dziewczyna spoglądała na każdy stół. Kiedy zauważyła Malfoya uśmiechnęła się do niego kiedy pomachał do niej. Nie umknął ten gest Mistrzowi Eliksirów, który uniósł tylko brew i zastanawiał się skąd ta dwójka się zna, bo widać było, że znają się bardzo dobrze. Musiał skończyć swoje rozmyślania, bo wyrwała go Minerwa mową na temat nowych planów. W tym momencie dziewczyna zaczęła się przyglądać każdemu nauczycielowi, który siedział przy stole. Od razu poznała tego małego nauczyciela, który wydawał się jej zabawny. Nie wiedziała czego uczył, ale zrobił na niej pozytywne wrażenie, może dlatego, że wcale się nie odzywał. Był to nie kto inny jak profesor Filius Flitwick, uczył Zaklęć i Uroków. Kolejna była kobieta, która również tam była. Podejrzewała, że musiała mieć coś związane z Zielarstwem, gdyż miała pobrudzone dłonie ziemią i przede wszystkim pachniała ziołami. Koło niej siedział bardzo duży mężczyzna, musiał być powiązany z olbrzymami. Na pierwszy rzut oka jak go obserwowała i widziała jak jego rękaw macza się w zupie, podejrzewała, że czarodziej ma swój sposób bycia. I każdy kto znał Hagrida wiedział, że tak właśnie jest. Następny był mężczyzna wychudzony, o kilku bliznach na twarzy, wydawał się czymś rozbawiony co mówiła dyrektorka, ale to mężczyzna obok niego zainteresował dziewczynę. Teraz mogła mu się bardziej przyjrzeć. Blada cera, ciemne wyglądające jak tłuste włosy. Jego mina mówiła, jakby nie chciał tutaj być i przede wszystkim ile jeszcze musi znajdować się w tej sali. Uśmiechnęła się mimowolnie i odwróciła się do ludzi siedzących przy stole.
- Kto to jest? - wskazała głową na Snape'a. Wszyscy zaskoczeni spojrzeli na nią, nie spodziewając się, że w ogóle przez całą ucztę dziewczyna się odezwie.
- Severus Snape, opiekun Slytherinu, Mistrz Eliksirów, uczy eliksirów w Hogwarcie. - odezwała się Hermiona.
- Tłustowłosy dupek, chamski, arogancki, wredny stary nietoperz. - rudzielec skrzywił się patrząc na mężczyznę.
- Ron! Gdyby nie on, ta wojna całkowicie inaczej by się zakończyła. - uderzyła w głowę brązowowłosa chłopaka.
- Snape, opiekun Slytherinu. - zamyśliła się Milagros spoglądając przez chwilę na Mistrza Eliksirów by zaraz przenieść wzrok na grupkę siedzącą przy niej.
- Kiedyś miał chrapkę na Obronę Przed Czarną Magią, chociaż znając go to nadal ma i chce wygryźć Remusa. - odezwał się Potter.
- Obrony teraz uczy Lupin, a Snape za nim nie przepada odkąd chodzili razem do szkoły. - mruknął Ron pod nosem nakładając sobie kolejne ciasto. Domyśliła się, że ten z bliznami na twarzy mężczyzna to właśnie Remus Lupin, gdyż Snape łypał na niego z pod przymrużonych powiek i widać, że miał ochotę utopić go w swojej zupie. 
- Wydaje się dziwny. - spojrzała na Wybrańca dziewczyna.
- Dziwny? Oj nie, on jest popieprzony. Cały czas przez niego mamy szlabany i odejmowane punkty.
- Osoba, która nie lubi Świętej Trójcy? - skinęła z aprobatą głową. - To ciekawe.
Wszyscy spojrzeli na nią, ale nie powiedzieli nic, tylko kończyli swój posiłek. Dziewczyna wzięła jabłko i ugryzła kiedy ktoś oznajmił, że koniec uczty.
- W końcu. - odsapnęła i podniosła się z ławy.
- Cześć, jestem Tom. Tom Smith. - usłyszała obok siebie głos jakiegoś chłopaka. Odwróciła się i spoglądała w szatyna o niebieskich oczach. Uśmiechał się do niej przyjaźnie i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Milagros O'Conell - uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się.
- Cześć Tom. - odezwała się Hermiona cała czerwona.
- Cześć. - chłopak odwrócił się do Harrego. - Jak tam wakacje Harry? Ćwiczyłeś latanie?
- Nie musiałem. - zaczęli się śmiać.
- Spotkamy się w Pokoju Wspólnym. Do zobaczenia. Naprawdę miło mi ciebie poznać, Milagros. - skinął głową i odszedł z grupką innych uczniów.
Ginny pogłaskała swoją przyjaciółkę, która wpatrywała się w oddalającego chłopaka maślanymi oczami.
- Ślepy. - mruknęła, a Hermiona tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno do rudej.
- Nie. Dałam mu kiedyś kosza i teraz mam za swoje. - westchnęła i ruszyła do wyjścia z Wesley'ówną.
Czarnowłosa odwróciła się do stołu nauczycielskiego, ale nikogo nie było oprócz dyrektorki, która rozmawiała z Dumbledorem. Nagle poczuła jak ktoś uderza ją w bark, miała już nawrzeszczeć, gdy chłopak stojący przed nią pierwszy się odezwał.
- Jak mogłaś?! - blondyn powstrzymując się od śmiechu wpatrywał się w dziewczynę z wyrzutem w oczach.
- Nic na to nie poradzę.
- To wy się znacie? - odezwał się Ron.
- Tak wyszło. - dała kukśtańca Malfoy'owi, który objął ją ramieniem.
- Współczuję wyboru domu, ale cóż tak chciał los. - złapał dłonią za swój przód szaty i pokręcił zrezygnowany głową.
- Malfoy, uważaj na słowa. - warknął rudzielec.
Wszyscy wiedzieli, że Draco i jego matka stanęli po stronie Zakonu Feniksa i od początku pomagali jak tylko mogli. Ale to nie znaczyło, że od razu wszyscy pałali przyjaźnią do siebie, kiedy od pierwszej klasy zawsze darli koty.
- Wyluzuj stary. Nic do ciebie nie mam. - pokręcił głową i nachylił się do ucha dziewczyny i szepnął. - Na razie. - puścił jej oko i skierował się do lochów, gdzie znajdował się Pokój Wspólny ślizgonów. Milagros zaśmiała się pod nosem i poszła za resztą do wieży gryfonów.



09 stycznia 2016

Rozdział 2

Dziś 9 stycznia, a co za tym idzie? Gdyby nasz kochany Severus żył kończyłby dziś.. 56 lat xD I wtedy Alan mógłby go grać :D 


Samochód zatrzymał się na miejscu parkingowym. Dość szybko O'Conellowie zajechali na dworzec i skierowali się na peron 9 i 3/4. Kufer dziewczyny ciągnął jej dziadek, a ona oglądała się dookoła patrząc na wszystkich uczniów, którzy też mieli zamiar udać się do Hogwartu.
- Uważaj tam na siebie, kochanie. - babcia Milagros szła obok niej patrząc zatroskanym wzrokiem na mijanych czarodziejów.
- Ta.. - czarnowłosa włożyła ręce do kieszeni i wzruszyła tylko ramionami.
Gerard skierował się w stronę pociągu, który właśnie wjechał na stację. Przez moment dziewczyna zesztywniała, gdy nagle blond czupryna tak bardzo znajoma, mignęła jej w tłumie. Pomyślała, że to może być dawny znajomy, ale nigdzie go nie widziała kiedy tylko odwróciła się by rozejrzeć się uważnie. Mogło też jej się przewidzieć.
- Zanieś swój kufer i przyjdź się pożegnać. - podał jej starszy mężczyzna ciężką walizkę i uśmiechnął się do niej ciepło pomagając wsiąść do pociągu.
- Dobrze. - skinęła głową i ruszyła przez korytarz i kiedy zauważyła wolny przedział od razu wrzuciła tam swój kufer. Wychodząc z przedziału wpadła na kogoś, ale nie przejęła się tym tylko ruszyła do wyjścia by móc pożegnać się z dziadkami. Nagle usłyszała tak dobrze jej znany głos.
- Milagros?!
Dziewczyna uniosła brew, jednak nie przewidział się jej żaden inny blondyn na peronie. Odwróciła się i spojrzała w szare oczy chłopaka.
- Draco. - szepnęła uśmiechając się.
Podszedł do niej i od razu objął mocno w swoim uścisku.
- Co tu robisz? - odsunął się po chwili i wpatrywał się w nią zdziwionym wzrokiem jakby to nie ona tutaj przed nim stała, tylko jakiś duch.
- Jadę do Hogwartu. - skierowała swoje kroki do wyjścia.
- Niesamowite. Długo się nie widzieliśmy, a ty nic się nie zmieniłaś..
Czarnowłosa dziewczyna uniosła brew spoglądając na swojego dawnego przyjaciela. Kiedy ostatni raz się widzieli wyglądała tak samo, tyle, że bardziej jak młoda dziewczyna, a nie jak młoda kobieta. Jej ciało przybrało tam gdzie powinno. Miała teraz zgrabny tyłek, większe piersi niż ostatnim razem, idealne wcięcie w talii. Chociaż była szczupła to na jej wzrost pasowała jej postura idealnie. Draco od razu pomyślał, że musi nadal koncentrować się na ćwiczeniach i kondycji. Sylwetkę miała wysportowaną, ale nie aż tak bardzo wyrzeźbioną.
- A ty w końcu wydoroślałeś? - spojrzała na szczupłą sylwetkę wysokiego chłopaka, który szedł obok niej.
Był cholernie przystojny jak na tak młody wiek. Wyraziste rysy twarzy, szare oczy, które swoim spojrzeniem potrafiły zmiękczyć każde nogi dziewczyn. Choć szczupły i wysoki to dobrze zbudowany i miał coś w sobie co dziewczyny uwodziło. Na pewno niebiański uśmiech, który zwalał z nóg. Ale to "coś", kiedy przechodził koło dziewczyn, nie było żadnej, która by się nie odwróciła za nim.
- Zawsze byłem dorosły. - uśmiechnął się z miną oburzonego dziecka.
Milagros zaśmiała się pod nosem patrząc na niego i wyskoczyła z pociągu. Skierowała swoje kroki od razu do dziadków, którzy stali niedaleko.
- Jak twoja matka?
- Wszystko dobrze, daje sobie radę po śmierci ojca. - wzdrygnął się na słowo "ojca".
Draco Malfoy choć był synem Śmierciożercy, Lucjusza Malfoya, to nie pochwalał żadnych związanych rzeczy z Czarnym Panem. Również jego matka, Narcyza Malfoy nie była za ciemną stroną w wojnie jak i poza, tylko ojciec Dracona do samego końca był oddany swojej spawie i wierzył w czystokrwistych czarodziei, którzy powinni rządzić tym światem magii. Młody Malfoy nienawidził go za to, że był takim ojcem, żałował wielokrotnie, że Lucjusz stał się takim zimnym, cynicznym, oddanym jednej sprawie mężczyzną. A przede wszystkim zimnym dla syna ojcem.
- A ty? - przystanęła by spojrzeć uważnie na dawnego przyjaciela.
- Wiesz według mnie to on.. hm.. - chwile się zastanawiał po czym z triumfalnym uśmiechem szturchnął dziewczynę, która wraz z nim odpowiedziała.
- Zasługiwał na to. - zaczęli się śmiać.
Kiedyś między Milagros, a Draconem była niesamowita więź. Łączyło ich wiele, a na pewno coś więcej niż przyjaźń. Chociaż jego ojciec nie przepadał nigdy za tą dziewczyną, w końcu w jej żyłach płynęła tylko w połowie czysta krew, to jedynie miał szacunek do jej ojca, Luisa. Na Milagros i Milande nawet nie zwracał uwagi. Za to jego syn, Draco nie przejmował się zakazami ojca i spotykał się z O'Conell. Chociaż Milagros dobrze wiedziała kim jest ojciec młodego Malfoy'a to poznając go tak dobrze i widząc, że nie ma nic wspólnego ze Śmierciożercami i Voldemortem, zaufała Draco i zaprzyjaźniła się z nim. Lucjusz starał się naprostować swojego syna wieloma klątwami i innymi torturami, aby przystąpił do Czarnego Pana, ale blondyn nie miał takiego zamiaru i za każdym razem odpowiadał, że nie zrobi tego. Prędzej umrze niż zostanie podwładnym Voldemorta. Został wydziedziczony z domu i skazany na śmierć jeśli kiedykolwiek stanie na drodze starszego Malfoy'a. Dracon wraz z matką wyprowadzili się i wprowadzili się do rodziców Narcyzy, którzy również nie byli za Czarnym Panem. Wtedy Milagros poznała rodzinę Malfoy, w końcu mieszkali blisko jej ciotki, do której jeździła z matką.
Nie miała pojęcia jak nazwać to co ich łączyło, na początku była to przyjaźń, później fascynacja i pożądanie. Miłość? Może i też by się w coś poważniejszego przemieniło to wszystko, gdyby mieli możliwość czasową. Powoli, zapoznawaliby się i może teraz byliby dawno po zaręczynach. Ale dwa lata temu wszystko się zakończyło, ostatni raz widzieli się na pogrzebie jej rodziców.
- Co u ciebie? - zapytał patrząc na nią kątem oka.
- Radzę sobie. Nadal jestem zimna i cyniczna. - uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- Nadal zła i wredna?
- Tak jakoś nie mogę się zmienić. - wzruszyła ramionami.
- Słyszałem, że.. - zawahał się zwalniając kroku, ale kiedy tylko zobaczył starszą kobietę przyspieszył kroku. - Że od śmierci rodziców bardziej.
Znieruchomiała na moment i uważnym wzrokiem wpatrywała się w profil młodego mężczyzny. Dziewczyna nie miała pojęcia, że od tych dwóch lat, chociaż nie widziała się z Malfoyami to jej dziadkowie utrzymywali korespondencję z Narcyzą.
- Cóż, moja wredna natura i wrogość do ludzi nigdy tak łatwo nie przejdzie.
Zatrzymali się na chwilę i wpatrywali się na siebie krytycznym spojrzeniem. Milagros zwęziła oczy czekając na jakieś kazanie od strony dawnego przyjaciela, ale nic nie nadeszło, gdy ciszę przerwała Maria O'Conell.
- Draconie Malfoy'u ale ty wyrosłeś! - czarnowłosa przewróciła tylko oczami słysząc głos babci.
- Miło mi panią widzieć, pani O'Conell. A gdzie pan O'Conell?
- Właśnie idzie. - odwrócili się wszyscy w stronę mężczyzny, który podszedł do ich małej grupki.
- Dzień dobry. - uścisnęli sobie dłoń.
- Witaj Draconie, co u mamy? - zapytał.
- Dziękuję, dobrze. - uśmiechnął się szeroko.
Na peronie rozległ się nagle gwizd pociągu obwieszczający, że za 10 minut będzie odjazd.
- Na nas już pora. - blondyn spojrzał na dziewczynę.
Skinęła tylko głową i wpadła w ramiona dziadka żegnając się z nim z nikłym uśmieszkiem na ustach. Skinęła głową babci, która pociągnęła ją w swoje ramiona i mówiąc jej do ucha, aby się zachowywała puściła by uścisnąć dłoń chłopaka i ucałować go w dwa policzki. Weszli obydwoje do pociągu.
- Może usiądziesz z nami? - zaproponował dziewczynie wskazując przedział parę kroków dalej.
- Może. - dała mu kukśtańca w bok.
- Brakowało mi ciebie, Milagros.
Dziewczyna spojrzała na młodego ślizgona, który niebezpiecznie zbliżył się do niej. Wpatrywała się w jego zniewalające szare, a może i błękitne oczy, nigdy nie mogła odgadnąć jaki mają prawdziwy kolor. W końcu wstrzymując oddech odsunęła się jednym krokiem do tyłu. Chociaż Draco był dla niej bardzo bliską osobą, jak nie najbliższą teraz w tym momencie, nie chciała, aby przez nią w tym momencie cierpiał. Wiedziała dobrze, że nic z tego nie będzie, samotność przypadła jej do gustu.
- Draco, to co było.. - odezwała się cicho.
- Wiem. - poklepał ją po ramieniu i serdecznie się uśmiechnął. - Ale przyjaciółmi przecież nadal jesteśmy?
- Nawet jak trafię do Gryffindoru?
- Takiej opcji nie ma. - machnął dłońmi do góry i pokręcił głową. - Jeśli tam trafisz to cię zabiję.
- Dobrze wiedzieć. - zaśmiała się cicho. - Wezmę tylko kufer i zaraz do was dołączę.
Kiwnął jej tylko głową i odwrócił się by zaraz zniknąć w swoim przedziale, gdzie miał siedzieć. Wpatrywała się w jego plecy dopóki nie wszedł do przedziału. Odetchnęła głęboko i oparła się ścianę w pociągu na korytarzu. Przetarła dłonią twarz i uniosła oczy do góry. Musiała się pilnować, aby nie dawać blondynowi żadnej nadziej. Teraz miała inne życie i wcale nie chciała go zmieniać. Przyzwyczaiła się do samotności, a po drugie nie znalazła nikogo intrygującego, kto samym spojrzeniem potrafiłby wzbudzić u niej skrajne uczucia. Stała się zimna, cyniczna, gorzka i bez serca. Nie chciała aby Dracon został zraniony przez nią. Nie chciała tracić przyjaciela. Odkąd jej rodzice zginęli oddalała się od każdego i nie miała zamiaru teraz będąc w nowej szkole cokolwiek zmieniać. Zamknęła oczy i biorąc głęboki oddech otworzyła przedział, w którym był jej kufer z rzeczami. Ale przedział był zajęty, nawet nie podejrzewała, że od razu spotka osobę o zielonych oczach, która właśnie wpatrywała się w nią z poważnym wyrazem twarzy.
- Cześć! - czarnowłosy chłopak uśmiechnął się do dziewczyny.
Oprócz niego w przedziale siedziały trzy dziewczyny i jeszcze jeden chłopak. Obok chłopaka w okularach i z małą blizną na czole, siedziała niska rudowłosa dziewczyna, która patrząc na Milagros złapała ciemnowłosego za dłoń jakby obawiała się, że dziewczyna będzie zaczepiać jej chłopaka. na ten gest O'Conell tylko prychnęła cicho pod nosem. Na przeciw rudowłosej siedziała brązowowłosa dziewczyna o takich samych oczach jak kolor jej włosów. Trzymała w dłoni książkę do transmutacji. Obok niej siedziała po jednej stronie blondynka o prostych długich włosach, a po drugiej stronie taki sam rudzielec jak ta młoda dziewczyna koło chłopaka, który siedział pod oknem przedziału.
- Jesteś nową uczennicą? - odezwała się blondynka w stronę O'Conell.
- Na to wygląda. - odparła sięgając po kufer.
- Jestem Luna. - uśmiechnąłem się do niej blondynka.
- Fajnie. - skinęła jej głową i chciała już wychodzić kiedy do przedziału wpadł chłopak i ją potrącił tak, że runęła prosto na podłogę wraz z nim.
- Przepraszam. - bąknął pod nosem.
- Mógłbyś uważać! - warknęła wstając i otrząsając się z kurzu.
- Neville co tak długo? - rudy chłopak spojrzał na przyjaciela i machnął mu dłonią, aby usiadł na przeciw, gdzie było wolne miejsce koło jego siostry.
- Zgubiłem się. - wydąsał cicho.
Milagros roześmiała się na to stwierdzenie i prychnęła nie mogąc uwierzyć, że można być takim skończonym kretynem, aby zgubić się w pociągu. Złapała za swój kufer i odsunęła drzwi.
- Może zostaniesz z nami, zmieścimy się wszyscy. - uśmiechnęła się do niej przyjaźnie ruda.
- Nie wydaje mi się.
- A może jednak. - odparła brązowowłosa podnosząc się z miejsca. - Jestem Hermiona Grenger, a to jest.. - wskazała na czarnowłosego chłopaka w okularach.
- Tak, tak wiem. Harry Potter, Chłopiec-Który-Przeżył. - przeniosła wzrok na rudzielca. - Ronald Wesley. Hm, Drużyna Marzeń. - skakała wzrokiem od jednej do drugiej osoby z przenikliwym wyrazem twarzy wpatrując się w nich.
Za to grupka przyjaciół siedząca w przedziale oniemieli i wpatrywali się w nią nie wiedząc co powiedzieć. Nawet nikt nie poczuł, że jakiś czs temu pociąg w końcu ruszył ze stacji kierując się w stronę Hogwartu. Uśmiechnęła się cyniczne i odwróciła się wychodząc z ich przydziału.
- Kto to? - ogłupiały Ron nadal wpatrywał się z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczami w drzwi, przez które przed chwilą wyszła młoda czarownica.
- Milagros O'Conell. - Luna bez ceregieli wyciągnęła gazetę i zabrała się za jej czytanie.
- Ta O'Conell? - Hermiona z zaskoczeniem wpatrywała się w przyjaciółkę, która nawet nie zwracała na innych w przedziale tylko czytała "Żonglera".
- No tak, a jest inna Milagros O'Conell? - zapytała przekręcając głowę nad gazetą i mrużąc oczy.
- Słyszałem co się stało z jej rodzicami. - szepnął Neville.
Wszyscy zwrócili się w stronę jego oprócz chłopaka, który siedział przy oknie i wpatrywał się w mijający krajobraz za szybą pociągu. Zaczynał już zapadać zmierzch. Na dworze nie było widać już promieni słonecznych, chociaż nie było jeszcze ciemno.
- Przeżyła to samo co ja, tylko można powiedzieć, że gorzej. - westchnął Harry.
- Nie rozumiem. - spojrzał na niego rudzielec marszcząc brwi.
- Voldemort zabił jej rodziców na jej oczach. Ja byłem mały nie pamiętam zbyt wiele. Pamiętam zielony błysk i krzyk kobiety, mojej mamy. - nie odrywał wzroku od szyby kiedy mówił to cichym głosem.
Rudowłosa dziewczyna, która siedziała obok niego ścisnęła mocniej jego dłoń, którą trzymała w swojej małej. Chłopak odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się ciepło. Chciał jej tym pokazać, że nie przeżywa, że tak jak kiedyś już oswoił się z myślą, iż jest sam na tym świecie nie mając rodziny.
- Podobno to tylko pogłoski, że tam była. - stwierdził Neville.
- Nie wiem czy to prawda, ale tak jak Harry mówi. Prawdopodobnie tam była i widziała jak Sami-Wiecie-Kto zabija jej rodziców z zimną krwią. - Luna nadal czytała swoją gazetę i nie zwróciła najmniejszej uwagi, że dwie pozostałe dziewczyny wzdrygnęły się na ostatnie słowa.
- Dlatego jest taka niemiła? - spytała rudowłosa. 
- Pewnie to jeden z czynników. - odpowiedziała Hermiona. 
- A ja taki nie byłem po śmierci Syriusza? - spojrzał wymownie na resztę okularnik. Dobrze pamiętał jaki był dla wszystkich niemiły i wręcz tylko jak ktoś odzywał się o jego ojcu chrzestnym wpadał w furię i miał ochotę wszystko dookoła roznieść. Podejrzewał, że dziewczyna odczuwała to samo. Nikt nie zrozumie tego co oni przeszli, dopóki sami nie stracą bliską osobą. 
- Ale to co innego Harry. - opadła na oparcie Hermiona. 
- Nie, to jest to samo. Walczyłem cały czas ze sobą, ona pewnie też. I robiłem przytyki każdemu na kim mi zależało. 
- Ja ją usprawiedliwiam za zachowanie. - odpowiedziała Luna odkładając gazetę i patrząc na swoich przyjaciół. 
- Poniosła klęskę jak większość na tej wojnie. Straciła rodziców jak nie jedno z nas. - odpowiedział Neville, który chował swoją ropuchę do kieszeni, która cały czas z niej wychodziła. Hermiona uśmiechnęła się patrząc na przyjaciela. Wydoroślał od Ostatniej Bitwy i naprawdę musiała przyznać, że może i nadal trząsł się i był "ciapowaty", ale zaczynał mówić z głową i z sensem. Jednak wojna wiele zmieniła w ludziach. 
- Ja też ją usprawiedliwiam, pewnie po czasie poprawi się i otworzy na wszystko. A wy? - zapytała brązowowłosa. 
- My też! - powiedziała reszta i zajęli się rozmową na temat wakacji, kto co robił, czego się dowiedział, albo co się wydarzyło zabawnego w tym okresie. 
W innym przedziale siedziały tylko cztery osoby. Czarnowłosa dziewczyna niebyła zachwycona znajomymi Dracona, ale nie mogła nic na to poradzić, w końcu są ślizgonami. Miała inne wrażenie na temat ślizgonów, ale dziewczyna, która na nią patrzyła z pod byka nie spodobało się Milagros, coś czuła, że będzie miała z nią wiele problemów przez ten rok. Tak samo wkurzył ją dobry przyjaciel Malfoy'a Zambini, który bardzo wymownie na nią patrzył jakby chciał ją "przelecieć" tu i teraz. Kiedy temat zszedł na innych uczniów i zatrzymał się na Świętej Trójcy Milagros wycelowała różdżką w Zambiniego i znokautowała go jak powiedział "szlama" na Granger. Ogólnie nie zareagowałaby, w końcu nie jest żadną znajomą Panny-Która-Wie-Wszystko, ale nie cierpiała tego określenia. Wzbudzał w niej wstręt od razu do osób, które to używały. Tak właśnie jak dziś Blaise. 
- Zambini wstawaj! - krzyknął Draco na chłopaka, który masował ręką głowę. Po chwili podniósł się i otrzepał z niewidzialnego kurzu.
- Ostra jesteś. - warknął cicho. 
- Nie masz pojęcia, bo nie próbowałeś. - spojrzała na niego wymownie i zacisnęła mocniej palce na różdżce. Obserwowała go uważnie kiedy siadał na swoim miejscu. Dziewczyna musiała przyznać, że był nawet przystojny. Wysoki ciemnoskóry o dużych piwnych oczach i bardzo przyjemnym uśmiechu jeśli tylko chciał, aby taki się pojawił na jego twarzy. 
- Spokojnie kochanie. Nie chciałem być nie miły. 
- Dobrze dla ciebie. - schowała różdżkę do kieszeni szaty, ale nadal trzymała na niej swoją rękę w pogotowiu. 
- Następnym razem uważaj co mówisz Blaise. Ja również nie jestem za takim zwrotami. 
- Ciebie? - spojrzał zaskoczony w niebieskie oczy chłopaka, tak jak i dziewczyna, która udawała, że nie zważa na to co się dzieje dookoła. 
- Oczywiście, że mnie. Nigdy nie byłem za ideami swojego ojca i dobrze o tym wiesz. - warknął dając do zrozumienia, że koniec tematu. Pociąg nagle się zatrzymał i Draco podniósł się otwierając drzwi Milagros i przepuszczając ją w przejściu wyszedł za nią nie patrząc na swoich znajomych. Mijali właśnie Drużynę Marzeń z ich kompanią i zaczęli się śmiać, gdy usłyszeli głos Rona.
- Ona kumpluje się z Malfoy'em?
Szli ramię w ramię w stronę powozów i kiedy tylko podeszli bliżej wsiedli do środka, a za nimi Pansy Parkinson i Blaise Zambini. 
- Stresujesz się wyborem domu? - Draco spojrzał na nią z błyskiem w oku. 
- Co będzie to będzie. Lecz wolałabym trafić do Slytherinu. - było można usłyszeć prychnięcie dziewczyny, która patrzyła przez okno powozu i kręciła z niedowierzaniem głową. Ale nikt na to nie zwracał jakiejkolwiek uwagi. Milagros oparła się wygodnie o ramię chłopaka i przymknęła oczy delektując się stukotem kół o powierzchnię. 
- I tak nadal będę twoim przyjacielem, obojętnie gdzie trafisz. 
- Dzięki Draconie, wielki panie i władco. - uśmiechnęła się szeroko. 
- Bez przesady. - zaczęli się razem śmiać głośno. Blaise dołączył się do nich i Milagros coś czuła, że ten chłopak nie jest jeszcze na straconej pozycji. Ale wiedziała, że będą się przedrzeźniać przez ten rok. 
Po kilkunastu minutach powóz w końcu się zatrzymał i wyszli w czwórkę z niego rozglądając się dookoła. Milagros zatrzymała się i wpatrywała z wielkimi oczami w zamek, który był przed nią. Czytała i słyszała o Hogwarcie, ale nigdy nie miała możliwości ujrzenia go na żywo, aż do teraz. Wzniosła do góry wysoko głowę, aby móc spojrzeć na jedną z wież i kręciła z niedowierzaniem głową. Nie spodziewała się tego. Nie aż takiego zamku. 
- Robi wrażenie. - blondyn stanął za nią i szepnął jej do ucha. Po chwili podszedł do drzwi i otworzył je by gestem ręki zaprosić ją do środka. Kierowali się do Wielkiej Sali, lecz drogę zagrodziła im starsza czarownica. Miała na sobie długą szatę z akcentami czerwonymi. Milagros od razu wyłapała broszkę z godłem Gryffindoru, a na głowie miała czarną tiarę.
- Panna O'Conell? - zapytała i kiedy dziewczyna skinęła głową również starsza czarownica zrobiła to samo. - Jestem Minerwa McGonagall. 
- Dyrektorka szkoły. - dokończyła za nią dziewczyna. 
- Zobaczymy się później. - puścił oko blondyn i skinięciem głowy dyrektorce skierował się do Wielkiej Sali. 
- Proszę za mną. - Minerwa skierowała się w całkowicie innym kierunku niż uczniowie, a Milagros chcąc nie chcąc poszła za nią. Podejrzewając, że pewnie będzie przydzielana do jednego z czterech domów w Hogwarcie.