09 stycznia 2016

Rozdział 2

Dziś 9 stycznia, a co za tym idzie? Gdyby nasz kochany Severus żył kończyłby dziś.. 56 lat xD I wtedy Alan mógłby go grać :D 


Samochód zatrzymał się na miejscu parkingowym. Dość szybko O'Conellowie zajechali na dworzec i skierowali się na peron 9 i 3/4. Kufer dziewczyny ciągnął jej dziadek, a ona oglądała się dookoła patrząc na wszystkich uczniów, którzy też mieli zamiar udać się do Hogwartu.
- Uważaj tam na siebie, kochanie. - babcia Milagros szła obok niej patrząc zatroskanym wzrokiem na mijanych czarodziejów.
- Ta.. - czarnowłosa włożyła ręce do kieszeni i wzruszyła tylko ramionami.
Gerard skierował się w stronę pociągu, który właśnie wjechał na stację. Przez moment dziewczyna zesztywniała, gdy nagle blond czupryna tak bardzo znajoma, mignęła jej w tłumie. Pomyślała, że to może być dawny znajomy, ale nigdzie go nie widziała kiedy tylko odwróciła się by rozejrzeć się uważnie. Mogło też jej się przewidzieć.
- Zanieś swój kufer i przyjdź się pożegnać. - podał jej starszy mężczyzna ciężką walizkę i uśmiechnął się do niej ciepło pomagając wsiąść do pociągu.
- Dobrze. - skinęła głową i ruszyła przez korytarz i kiedy zauważyła wolny przedział od razu wrzuciła tam swój kufer. Wychodząc z przedziału wpadła na kogoś, ale nie przejęła się tym tylko ruszyła do wyjścia by móc pożegnać się z dziadkami. Nagle usłyszała tak dobrze jej znany głos.
- Milagros?!
Dziewczyna uniosła brew, jednak nie przewidział się jej żaden inny blondyn na peronie. Odwróciła się i spojrzała w szare oczy chłopaka.
- Draco. - szepnęła uśmiechając się.
Podszedł do niej i od razu objął mocno w swoim uścisku.
- Co tu robisz? - odsunął się po chwili i wpatrywał się w nią zdziwionym wzrokiem jakby to nie ona tutaj przed nim stała, tylko jakiś duch.
- Jadę do Hogwartu. - skierowała swoje kroki do wyjścia.
- Niesamowite. Długo się nie widzieliśmy, a ty nic się nie zmieniłaś..
Czarnowłosa dziewczyna uniosła brew spoglądając na swojego dawnego przyjaciela. Kiedy ostatni raz się widzieli wyglądała tak samo, tyle, że bardziej jak młoda dziewczyna, a nie jak młoda kobieta. Jej ciało przybrało tam gdzie powinno. Miała teraz zgrabny tyłek, większe piersi niż ostatnim razem, idealne wcięcie w talii. Chociaż była szczupła to na jej wzrost pasowała jej postura idealnie. Draco od razu pomyślał, że musi nadal koncentrować się na ćwiczeniach i kondycji. Sylwetkę miała wysportowaną, ale nie aż tak bardzo wyrzeźbioną.
- A ty w końcu wydoroślałeś? - spojrzała na szczupłą sylwetkę wysokiego chłopaka, który szedł obok niej.
Był cholernie przystojny jak na tak młody wiek. Wyraziste rysy twarzy, szare oczy, które swoim spojrzeniem potrafiły zmiękczyć każde nogi dziewczyn. Choć szczupły i wysoki to dobrze zbudowany i miał coś w sobie co dziewczyny uwodziło. Na pewno niebiański uśmiech, który zwalał z nóg. Ale to "coś", kiedy przechodził koło dziewczyn, nie było żadnej, która by się nie odwróciła za nim.
- Zawsze byłem dorosły. - uśmiechnął się z miną oburzonego dziecka.
Milagros zaśmiała się pod nosem patrząc na niego i wyskoczyła z pociągu. Skierowała swoje kroki od razu do dziadków, którzy stali niedaleko.
- Jak twoja matka?
- Wszystko dobrze, daje sobie radę po śmierci ojca. - wzdrygnął się na słowo "ojca".
Draco Malfoy choć był synem Śmierciożercy, Lucjusza Malfoya, to nie pochwalał żadnych związanych rzeczy z Czarnym Panem. Również jego matka, Narcyza Malfoy nie była za ciemną stroną w wojnie jak i poza, tylko ojciec Dracona do samego końca był oddany swojej spawie i wierzył w czystokrwistych czarodziei, którzy powinni rządzić tym światem magii. Młody Malfoy nienawidził go za to, że był takim ojcem, żałował wielokrotnie, że Lucjusz stał się takim zimnym, cynicznym, oddanym jednej sprawie mężczyzną. A przede wszystkim zimnym dla syna ojcem.
- A ty? - przystanęła by spojrzeć uważnie na dawnego przyjaciela.
- Wiesz według mnie to on.. hm.. - chwile się zastanawiał po czym z triumfalnym uśmiechem szturchnął dziewczynę, która wraz z nim odpowiedziała.
- Zasługiwał na to. - zaczęli się śmiać.
Kiedyś między Milagros, a Draconem była niesamowita więź. Łączyło ich wiele, a na pewno coś więcej niż przyjaźń. Chociaż jego ojciec nie przepadał nigdy za tą dziewczyną, w końcu w jej żyłach płynęła tylko w połowie czysta krew, to jedynie miał szacunek do jej ojca, Luisa. Na Milagros i Milande nawet nie zwracał uwagi. Za to jego syn, Draco nie przejmował się zakazami ojca i spotykał się z O'Conell. Chociaż Milagros dobrze wiedziała kim jest ojciec młodego Malfoy'a to poznając go tak dobrze i widząc, że nie ma nic wspólnego ze Śmierciożercami i Voldemortem, zaufała Draco i zaprzyjaźniła się z nim. Lucjusz starał się naprostować swojego syna wieloma klątwami i innymi torturami, aby przystąpił do Czarnego Pana, ale blondyn nie miał takiego zamiaru i za każdym razem odpowiadał, że nie zrobi tego. Prędzej umrze niż zostanie podwładnym Voldemorta. Został wydziedziczony z domu i skazany na śmierć jeśli kiedykolwiek stanie na drodze starszego Malfoy'a. Dracon wraz z matką wyprowadzili się i wprowadzili się do rodziców Narcyzy, którzy również nie byli za Czarnym Panem. Wtedy Milagros poznała rodzinę Malfoy, w końcu mieszkali blisko jej ciotki, do której jeździła z matką.
Nie miała pojęcia jak nazwać to co ich łączyło, na początku była to przyjaźń, później fascynacja i pożądanie. Miłość? Może i też by się w coś poważniejszego przemieniło to wszystko, gdyby mieli możliwość czasową. Powoli, zapoznawaliby się i może teraz byliby dawno po zaręczynach. Ale dwa lata temu wszystko się zakończyło, ostatni raz widzieli się na pogrzebie jej rodziców.
- Co u ciebie? - zapytał patrząc na nią kątem oka.
- Radzę sobie. Nadal jestem zimna i cyniczna. - uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- Nadal zła i wredna?
- Tak jakoś nie mogę się zmienić. - wzruszyła ramionami.
- Słyszałem, że.. - zawahał się zwalniając kroku, ale kiedy tylko zobaczył starszą kobietę przyspieszył kroku. - Że od śmierci rodziców bardziej.
Znieruchomiała na moment i uważnym wzrokiem wpatrywała się w profil młodego mężczyzny. Dziewczyna nie miała pojęcia, że od tych dwóch lat, chociaż nie widziała się z Malfoyami to jej dziadkowie utrzymywali korespondencję z Narcyzą.
- Cóż, moja wredna natura i wrogość do ludzi nigdy tak łatwo nie przejdzie.
Zatrzymali się na chwilę i wpatrywali się na siebie krytycznym spojrzeniem. Milagros zwęziła oczy czekając na jakieś kazanie od strony dawnego przyjaciela, ale nic nie nadeszło, gdy ciszę przerwała Maria O'Conell.
- Draconie Malfoy'u ale ty wyrosłeś! - czarnowłosa przewróciła tylko oczami słysząc głos babci.
- Miło mi panią widzieć, pani O'Conell. A gdzie pan O'Conell?
- Właśnie idzie. - odwrócili się wszyscy w stronę mężczyzny, który podszedł do ich małej grupki.
- Dzień dobry. - uścisnęli sobie dłoń.
- Witaj Draconie, co u mamy? - zapytał.
- Dziękuję, dobrze. - uśmiechnął się szeroko.
Na peronie rozległ się nagle gwizd pociągu obwieszczający, że za 10 minut będzie odjazd.
- Na nas już pora. - blondyn spojrzał na dziewczynę.
Skinęła tylko głową i wpadła w ramiona dziadka żegnając się z nim z nikłym uśmieszkiem na ustach. Skinęła głową babci, która pociągnęła ją w swoje ramiona i mówiąc jej do ucha, aby się zachowywała puściła by uścisnąć dłoń chłopaka i ucałować go w dwa policzki. Weszli obydwoje do pociągu.
- Może usiądziesz z nami? - zaproponował dziewczynie wskazując przedział parę kroków dalej.
- Może. - dała mu kukśtańca w bok.
- Brakowało mi ciebie, Milagros.
Dziewczyna spojrzała na młodego ślizgona, który niebezpiecznie zbliżył się do niej. Wpatrywała się w jego zniewalające szare, a może i błękitne oczy, nigdy nie mogła odgadnąć jaki mają prawdziwy kolor. W końcu wstrzymując oddech odsunęła się jednym krokiem do tyłu. Chociaż Draco był dla niej bardzo bliską osobą, jak nie najbliższą teraz w tym momencie, nie chciała, aby przez nią w tym momencie cierpiał. Wiedziała dobrze, że nic z tego nie będzie, samotność przypadła jej do gustu.
- Draco, to co było.. - odezwała się cicho.
- Wiem. - poklepał ją po ramieniu i serdecznie się uśmiechnął. - Ale przyjaciółmi przecież nadal jesteśmy?
- Nawet jak trafię do Gryffindoru?
- Takiej opcji nie ma. - machnął dłońmi do góry i pokręcił głową. - Jeśli tam trafisz to cię zabiję.
- Dobrze wiedzieć. - zaśmiała się cicho. - Wezmę tylko kufer i zaraz do was dołączę.
Kiwnął jej tylko głową i odwrócił się by zaraz zniknąć w swoim przedziale, gdzie miał siedzieć. Wpatrywała się w jego plecy dopóki nie wszedł do przedziału. Odetchnęła głęboko i oparła się ścianę w pociągu na korytarzu. Przetarła dłonią twarz i uniosła oczy do góry. Musiała się pilnować, aby nie dawać blondynowi żadnej nadziej. Teraz miała inne życie i wcale nie chciała go zmieniać. Przyzwyczaiła się do samotności, a po drugie nie znalazła nikogo intrygującego, kto samym spojrzeniem potrafiłby wzbudzić u niej skrajne uczucia. Stała się zimna, cyniczna, gorzka i bez serca. Nie chciała aby Dracon został zraniony przez nią. Nie chciała tracić przyjaciela. Odkąd jej rodzice zginęli oddalała się od każdego i nie miała zamiaru teraz będąc w nowej szkole cokolwiek zmieniać. Zamknęła oczy i biorąc głęboki oddech otworzyła przedział, w którym był jej kufer z rzeczami. Ale przedział był zajęty, nawet nie podejrzewała, że od razu spotka osobę o zielonych oczach, która właśnie wpatrywała się w nią z poważnym wyrazem twarzy.
- Cześć! - czarnowłosy chłopak uśmiechnął się do dziewczyny.
Oprócz niego w przedziale siedziały trzy dziewczyny i jeszcze jeden chłopak. Obok chłopaka w okularach i z małą blizną na czole, siedziała niska rudowłosa dziewczyna, która patrząc na Milagros złapała ciemnowłosego za dłoń jakby obawiała się, że dziewczyna będzie zaczepiać jej chłopaka. na ten gest O'Conell tylko prychnęła cicho pod nosem. Na przeciw rudowłosej siedziała brązowowłosa dziewczyna o takich samych oczach jak kolor jej włosów. Trzymała w dłoni książkę do transmutacji. Obok niej siedziała po jednej stronie blondynka o prostych długich włosach, a po drugiej stronie taki sam rudzielec jak ta młoda dziewczyna koło chłopaka, który siedział pod oknem przedziału.
- Jesteś nową uczennicą? - odezwała się blondynka w stronę O'Conell.
- Na to wygląda. - odparła sięgając po kufer.
- Jestem Luna. - uśmiechnąłem się do niej blondynka.
- Fajnie. - skinęła jej głową i chciała już wychodzić kiedy do przedziału wpadł chłopak i ją potrącił tak, że runęła prosto na podłogę wraz z nim.
- Przepraszam. - bąknął pod nosem.
- Mógłbyś uważać! - warknęła wstając i otrząsając się z kurzu.
- Neville co tak długo? - rudy chłopak spojrzał na przyjaciela i machnął mu dłonią, aby usiadł na przeciw, gdzie było wolne miejsce koło jego siostry.
- Zgubiłem się. - wydąsał cicho.
Milagros roześmiała się na to stwierdzenie i prychnęła nie mogąc uwierzyć, że można być takim skończonym kretynem, aby zgubić się w pociągu. Złapała za swój kufer i odsunęła drzwi.
- Może zostaniesz z nami, zmieścimy się wszyscy. - uśmiechnęła się do niej przyjaźnie ruda.
- Nie wydaje mi się.
- A może jednak. - odparła brązowowłosa podnosząc się z miejsca. - Jestem Hermiona Grenger, a to jest.. - wskazała na czarnowłosego chłopaka w okularach.
- Tak, tak wiem. Harry Potter, Chłopiec-Który-Przeżył. - przeniosła wzrok na rudzielca. - Ronald Wesley. Hm, Drużyna Marzeń. - skakała wzrokiem od jednej do drugiej osoby z przenikliwym wyrazem twarzy wpatrując się w nich.
Za to grupka przyjaciół siedząca w przedziale oniemieli i wpatrywali się w nią nie wiedząc co powiedzieć. Nawet nikt nie poczuł, że jakiś czs temu pociąg w końcu ruszył ze stacji kierując się w stronę Hogwartu. Uśmiechnęła się cyniczne i odwróciła się wychodząc z ich przydziału.
- Kto to? - ogłupiały Ron nadal wpatrywał się z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczami w drzwi, przez które przed chwilą wyszła młoda czarownica.
- Milagros O'Conell. - Luna bez ceregieli wyciągnęła gazetę i zabrała się za jej czytanie.
- Ta O'Conell? - Hermiona z zaskoczeniem wpatrywała się w przyjaciółkę, która nawet nie zwracała na innych w przedziale tylko czytała "Żonglera".
- No tak, a jest inna Milagros O'Conell? - zapytała przekręcając głowę nad gazetą i mrużąc oczy.
- Słyszałem co się stało z jej rodzicami. - szepnął Neville.
Wszyscy zwrócili się w stronę jego oprócz chłopaka, który siedział przy oknie i wpatrywał się w mijający krajobraz za szybą pociągu. Zaczynał już zapadać zmierzch. Na dworze nie było widać już promieni słonecznych, chociaż nie było jeszcze ciemno.
- Przeżyła to samo co ja, tylko można powiedzieć, że gorzej. - westchnął Harry.
- Nie rozumiem. - spojrzał na niego rudzielec marszcząc brwi.
- Voldemort zabił jej rodziców na jej oczach. Ja byłem mały nie pamiętam zbyt wiele. Pamiętam zielony błysk i krzyk kobiety, mojej mamy. - nie odrywał wzroku od szyby kiedy mówił to cichym głosem.
Rudowłosa dziewczyna, która siedziała obok niego ścisnęła mocniej jego dłoń, którą trzymała w swojej małej. Chłopak odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się ciepło. Chciał jej tym pokazać, że nie przeżywa, że tak jak kiedyś już oswoił się z myślą, iż jest sam na tym świecie nie mając rodziny.
- Podobno to tylko pogłoski, że tam była. - stwierdził Neville.
- Nie wiem czy to prawda, ale tak jak Harry mówi. Prawdopodobnie tam była i widziała jak Sami-Wiecie-Kto zabija jej rodziców z zimną krwią. - Luna nadal czytała swoją gazetę i nie zwróciła najmniejszej uwagi, że dwie pozostałe dziewczyny wzdrygnęły się na ostatnie słowa.
- Dlatego jest taka niemiła? - spytała rudowłosa. 
- Pewnie to jeden z czynników. - odpowiedziała Hermiona. 
- A ja taki nie byłem po śmierci Syriusza? - spojrzał wymownie na resztę okularnik. Dobrze pamiętał jaki był dla wszystkich niemiły i wręcz tylko jak ktoś odzywał się o jego ojcu chrzestnym wpadał w furię i miał ochotę wszystko dookoła roznieść. Podejrzewał, że dziewczyna odczuwała to samo. Nikt nie zrozumie tego co oni przeszli, dopóki sami nie stracą bliską osobą. 
- Ale to co innego Harry. - opadła na oparcie Hermiona. 
- Nie, to jest to samo. Walczyłem cały czas ze sobą, ona pewnie też. I robiłem przytyki każdemu na kim mi zależało. 
- Ja ją usprawiedliwiam za zachowanie. - odpowiedziała Luna odkładając gazetę i patrząc na swoich przyjaciół. 
- Poniosła klęskę jak większość na tej wojnie. Straciła rodziców jak nie jedno z nas. - odpowiedział Neville, który chował swoją ropuchę do kieszeni, która cały czas z niej wychodziła. Hermiona uśmiechnęła się patrząc na przyjaciela. Wydoroślał od Ostatniej Bitwy i naprawdę musiała przyznać, że może i nadal trząsł się i był "ciapowaty", ale zaczynał mówić z głową i z sensem. Jednak wojna wiele zmieniła w ludziach. 
- Ja też ją usprawiedliwiam, pewnie po czasie poprawi się i otworzy na wszystko. A wy? - zapytała brązowowłosa. 
- My też! - powiedziała reszta i zajęli się rozmową na temat wakacji, kto co robił, czego się dowiedział, albo co się wydarzyło zabawnego w tym okresie. 
W innym przedziale siedziały tylko cztery osoby. Czarnowłosa dziewczyna niebyła zachwycona znajomymi Dracona, ale nie mogła nic na to poradzić, w końcu są ślizgonami. Miała inne wrażenie na temat ślizgonów, ale dziewczyna, która na nią patrzyła z pod byka nie spodobało się Milagros, coś czuła, że będzie miała z nią wiele problemów przez ten rok. Tak samo wkurzył ją dobry przyjaciel Malfoy'a Zambini, który bardzo wymownie na nią patrzył jakby chciał ją "przelecieć" tu i teraz. Kiedy temat zszedł na innych uczniów i zatrzymał się na Świętej Trójcy Milagros wycelowała różdżką w Zambiniego i znokautowała go jak powiedział "szlama" na Granger. Ogólnie nie zareagowałaby, w końcu nie jest żadną znajomą Panny-Która-Wie-Wszystko, ale nie cierpiała tego określenia. Wzbudzał w niej wstręt od razu do osób, które to używały. Tak właśnie jak dziś Blaise. 
- Zambini wstawaj! - krzyknął Draco na chłopaka, który masował ręką głowę. Po chwili podniósł się i otrzepał z niewidzialnego kurzu.
- Ostra jesteś. - warknął cicho. 
- Nie masz pojęcia, bo nie próbowałeś. - spojrzała na niego wymownie i zacisnęła mocniej palce na różdżce. Obserwowała go uważnie kiedy siadał na swoim miejscu. Dziewczyna musiała przyznać, że był nawet przystojny. Wysoki ciemnoskóry o dużych piwnych oczach i bardzo przyjemnym uśmiechu jeśli tylko chciał, aby taki się pojawił na jego twarzy. 
- Spokojnie kochanie. Nie chciałem być nie miły. 
- Dobrze dla ciebie. - schowała różdżkę do kieszeni szaty, ale nadal trzymała na niej swoją rękę w pogotowiu. 
- Następnym razem uważaj co mówisz Blaise. Ja również nie jestem za takim zwrotami. 
- Ciebie? - spojrzał zaskoczony w niebieskie oczy chłopaka, tak jak i dziewczyna, która udawała, że nie zważa na to co się dzieje dookoła. 
- Oczywiście, że mnie. Nigdy nie byłem za ideami swojego ojca i dobrze o tym wiesz. - warknął dając do zrozumienia, że koniec tematu. Pociąg nagle się zatrzymał i Draco podniósł się otwierając drzwi Milagros i przepuszczając ją w przejściu wyszedł za nią nie patrząc na swoich znajomych. Mijali właśnie Drużynę Marzeń z ich kompanią i zaczęli się śmiać, gdy usłyszeli głos Rona.
- Ona kumpluje się z Malfoy'em?
Szli ramię w ramię w stronę powozów i kiedy tylko podeszli bliżej wsiedli do środka, a za nimi Pansy Parkinson i Blaise Zambini. 
- Stresujesz się wyborem domu? - Draco spojrzał na nią z błyskiem w oku. 
- Co będzie to będzie. Lecz wolałabym trafić do Slytherinu. - było można usłyszeć prychnięcie dziewczyny, która patrzyła przez okno powozu i kręciła z niedowierzaniem głową. Ale nikt na to nie zwracał jakiejkolwiek uwagi. Milagros oparła się wygodnie o ramię chłopaka i przymknęła oczy delektując się stukotem kół o powierzchnię. 
- I tak nadal będę twoim przyjacielem, obojętnie gdzie trafisz. 
- Dzięki Draconie, wielki panie i władco. - uśmiechnęła się szeroko. 
- Bez przesady. - zaczęli się razem śmiać głośno. Blaise dołączył się do nich i Milagros coś czuła, że ten chłopak nie jest jeszcze na straconej pozycji. Ale wiedziała, że będą się przedrzeźniać przez ten rok. 
Po kilkunastu minutach powóz w końcu się zatrzymał i wyszli w czwórkę z niego rozglądając się dookoła. Milagros zatrzymała się i wpatrywała z wielkimi oczami w zamek, który był przed nią. Czytała i słyszała o Hogwarcie, ale nigdy nie miała możliwości ujrzenia go na żywo, aż do teraz. Wzniosła do góry wysoko głowę, aby móc spojrzeć na jedną z wież i kręciła z niedowierzaniem głową. Nie spodziewała się tego. Nie aż takiego zamku. 
- Robi wrażenie. - blondyn stanął za nią i szepnął jej do ucha. Po chwili podszedł do drzwi i otworzył je by gestem ręki zaprosić ją do środka. Kierowali się do Wielkiej Sali, lecz drogę zagrodziła im starsza czarownica. Miała na sobie długą szatę z akcentami czerwonymi. Milagros od razu wyłapała broszkę z godłem Gryffindoru, a na głowie miała czarną tiarę.
- Panna O'Conell? - zapytała i kiedy dziewczyna skinęła głową również starsza czarownica zrobiła to samo. - Jestem Minerwa McGonagall. 
- Dyrektorka szkoły. - dokończyła za nią dziewczyna. 
- Zobaczymy się później. - puścił oko blondyn i skinięciem głowy dyrektorce skierował się do Wielkiej Sali. 
- Proszę za mną. - Minerwa skierowała się w całkowicie innym kierunku niż uczniowie, a Milagros chcąc nie chcąc poszła za nią. Podejrzewając, że pewnie będzie przydzielana do jednego z czterech domów w Hogwarcie. 

5 komentarzy:

  1. Rozdział jest bardzo ładny, a wygląd bloga super. Nie wiem jak określić to opowiadanie, po prostu powiem że jest świetne :)
    http://isabellebailey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. tyle że nasz Alan już nie żyje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o tym i nadal nie mogę się pozbierać po tej wiadomości z 14 stycznia..

      Usuń
  3. Witam, zapraszam serdecznie na mój blog (opowiadanie) www.mytvdmaria.blog.pl Jest on dla fanów TVD :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo ładny ;)
    Podoba mi się cała treść i na pewno nie raz wpadne
    http://isabellebailey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń